Na poddaszu powstaje ruch. Człowiek,
który do tej pory błąkał się w poszukiwaniu najlepszego lokum dla siebie w
końcu znalazł miejsce, które go zainteresowało. Wdrapał się po starych,
drewnianych schodach, podszedł do okna i zaczął marzyć. To było jedno z jego
ulubionych zajęć. Postanowił wynająć pokój i umeblować go tak, żeby było mu
wygodnie, ale też tak, żeby podobało się jego gościom.
To trudne do uwierzenia, że
wszystko w życiu tak szybko się zmienia. Jeszcze niedawno pisałam na innym
blogu, wczoraj kończyłam ostatnią recenzję. Teraz już tworzę coś własnego.
Nabrałam tam pewnego doświadczenia, więc czas na przeniesienie go na własny grunt
i próbę zdobycia moich czytelników. Nie ukrywam, że trochę się boję, że pomysł
może nie wypalić, ale z drugiej strony mam motywację i cieszę się, że będę
mogła robić to, co lubię.
Na zajęciach z francuskiego uczą
mnie, że kiedy robię prezentację albo piszę rozprawkę, najpierw mam przedstawić
jej plan. Taki jest więc plan dla tego bloga: przede wszystkim recenzje książek
i filmów, postaram się je selekcjonować tak, żeby pojawiały się rzeczy z
zupełnie różnych bajek. Poza tym będę bywała na wydarzeniach, a potem je
opisywała (pierwsze z nich znajdziecie poniżej).
W sobotę (30.06) w Mediatece we
Wrocławiu odbywało się przesympatyczne spotkanie z Håkanem Nesserem, który później
odbierał Honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru, przyznawaną corocznie autorom
książek kryminalnych na Międzynarodowym Festiwalu
Kryminału. Wpadłam na spotkanie spóźniona i nie znalazłam już siedzącego
miejsca – każde krzesełko było zajęte, podobnie schody. Dobry redaktor potrafi
sobie poradzić w każdej sytuacji – żaden brak krzesełek mu nie straszny
(przynajmniej tak się pocieszałam).
Mrok, smutek, czerń, deszcz,
rozpad rodziny, rozpad w ogóle wszystkiego i koniecznie morderstwo –
skandynawskie kryminały w kilku słowach. Osoba, która je pisze powinna mieć
depresję, być cynikiem i pić wielkie ilości alkoholu albo ćpać wszystko.
Tymczasem okazuje się, że bywa odwrotnie – nie chcę psychologizować, ale może
właśnie pisanie skandynawskich kryminałów wyklucza taki charakter. Jakby miało
iść w parze, smutek byłby tak głęboki, że pisarz prędzej przyłożyłby pistolet
do głowy, niż napisał kolejną książkę.
Nesser był chyba
najsympatyczniejszym pisarzem, jakiego widziałam na spotkaniu autorskim. Miał
niesamowicie dużo dystansu do siebie i świata. Odpowiedzi na pytania
poważniejsze i mniej poważne były zawsze celne i błyskotliwie zabawne – nawet jeśli
miały być skwitowane zdaniem: „Nie opowiedziałem na to pytanie, ale i tak
trochę pogadałem”. Autor uważa się za „poważnego pisarza i niepoważnego
człowieka”, co świetnie tłumaczy ów dystans.
Pierwsze pytania należały to
kategorii poważnych: czemu w książkach Nessera kryminał przeplata się z
obyczajem? czy pisarzowi bliższy jest Van Veeteren, czy Barbarotti? Następne z
kolei były mniej ciekawe. Na początku miało paść pytanie od największej
psychofanki autora, która była gdzieś na sali i została przedstawiona jako „anonimowa
autorka kryminałów”. Później okazało się, że chodziło o Katarzynę Bondę, która –
korzystając z okazji – wyznała swojemu idolowi miłość. Takich smaczków była
nieskończona ilość (pozwolę sobie wspomnieć jeszcze jeden – Nesserowi zdarzało
się mówić po polsku) i to dzięki nim spotkanie było tak przyjemne.
Po spotkaniu wyszłam z Mediateki
na dwie godzinki, żeby o 21 do niej wrócić na dwie gry zorganizowane z okazji
Festiwalu i wizyty Nessera, ale też Nocy Bibliotek. Jedna z nich polegała na
szukaniu w zbiorach „książek zakaznych” – zostały oznaczone fosforyzującymi
paskami. Powinnam zostać spalona na stosie albo coś podobnego, bo kilka z nich
to pozycje, które uwielbiam: „Zwrotnik raka” na przykład. Nagroda była całkiem
zacna – złota folijka przyklejana do karty bibliotecznej, która upoważnia do
wypożyczania multimediów bez konieczności wykupienia abonamentu.
Drugą grą było coś w rodzaju gry
miejskiej w pomieszczeniu. Pechowo nie udało się nam (mi i dziewczynie, z którą
byłam w drużynie) wskazać mordercy, którego dotyczyła fabuła gry. No cóż,
detektywem bym nie mogła być. Może to dobrze – przygody mojego ulubionego
Sherlocka Holmesa są ciekawsze, jeśli do końca nie udaje mi się odkryć winnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz