Jestem
kompletnym laikiem w kwestii science-fiction, jego podgatunków i pochodnych. Czytałam
Bajki robotów Stanisława Lema i
oglądałam Wideodrom i Nagi lunch Davida Cronenberga. Nie
wykluczam, że coś jeszcze, ale z pewnością nie było tego dużo. Może to ten
gatunek bardziej nie lubi mnie, bo ja wcale nie darzę go takim uczuciem,
przeciwnie – chętnie obejrzałabym więcej tego typu filmów, przeczytała więcej
książek. Po prostu jakoś nie wychodziło. Nie widziałam też starego Mad Maxa, ale teraz tylko czekam na
okazję, żeby móc to nadrobić. Byłam za to w kinie na nowej wersji. Już na kilka
tygodni przed seansem nie mogłam się doczekać i szukałam osoby, z którą
mogłabym pójść. Ostatecznie okazało się, że muszę iść sama, bo koleżanka, z
którą miałam obejrzeć film, miała jakieś zajęcia.
czwartek, 23 lipca 2015
niedziela, 5 lipca 2015
Rewolucja
Zastanawiając się, jak zacząć tę recenzję, szukałam odpowiedzi na pytanie, czy to książka bardziej do rozumienia czy czucia. Nie jestem w stanie zrozumieć, jakimi środkami Jean Genet osiągnął to, co osiągnął, a wydawało mi się, że jego twórczość nie jest dla mnie zagadką. Przeczytałam prawie wszystkie jego – nazwijmy to tak – powieści (została mi „Matka Boska Kwietna”) i jeden dramat. Nie wiem, czyZakochany jeniec jest książką bardziej intelektualną czy działającą na emocje. Kiedy już stwierdzam to drugie, zatrzymuję się, bo coś mi nie pasuje. Więc to chyba tak: książka działa na emocje przez swój intelektualizm.
Subskrybuj:
Posty (Atom)