tag:blogger.com,1999:blog-86809890959696743052024-03-05T00:15:38.550-08:00 Na poddaszuJoplin w krainie kulturyJameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.comBlogger13125tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-41492233028344064462016-03-25T15:47:00.000-07:002016-04-07T05:21:19.597-07:00Zły sen po kwasie<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;">
<a href="http://www.saketekilla.com/wp-content/uploads/2015/03/jen27.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.saketekilla.com/wp-content/uploads/2015/03/jen27.jpg" height="133" width="200" /></a>Uwielbiam
psychodelię – książki, filmy, muzykę z lat 60. Im dziwniejsze, tym lepsze. To z
kolei przyciągnęło mnie trochę bliżej sci-fi, ale tylko pewnego rodzaju. Ciężko
określić, jaki jego gatunek preferuję. Dlatego w dalszej części skupię się
raczej na konkretnych autorach i ich dziełach (które zresztą często trudno
przyporządkować do jakiejś szufladki).</div>
<a name='more'></a><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";">Filmy</span></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Na
pomysł napisania tego tekstu wpadłam po obejrzeniu jednego z najbardziej
dziwnych, objechanych filmów, jakie do tej pory widziałam – <i>Muchy</i> Davida Cronenberga, którego uważam
za jednego z moich dwóch ulubionych reżyserów (z Romanem Polańskim, którego
wspomnę dalej). Owszem, nie widziałam wielu jego filmów – na razie tylko trzy –
ale każdy z nich wywoływał we mnie (niezdrowy?) zachwyt. Nie powiem, że byłam
zdziwiona, kiedy opowiadałam mojej koleżance o rzeczonym filmie, a ona tylko
otwierała oczy coraz szerzej, zastanawiając się, w jakiej chorej wyobraźni
zrodził się pomysł stworzenia człowieka, który powoli zamienia się w muchę,
żeby w końcu… ale nie mogę za dużo zdradzić mojemu czytelnikowi, możliwe, że
przyszłemu widzowi, w każdym razie koniec mocno bije w mózg. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<i>Wideodrom </i>tego
samego reżysera jest łagodniejszy w przekazie, nie ma tylu obrzydliwych scen,
ale fabularnie wydaje się jeszcze bardziej pokręcony. Ostatecznie nie można z
całą pewnością powiedzieć, co wydarzyło się w rzeczywistości, a co główny
bohater zobaczył dlatego, że był pod wpływem psychodelicznej audycji wideo
pełnej przemocy. Podobnie skomplikowany jest <i>Nagi lunch</i>, film na podstawie książki jednego z moich ulubionych
pisarzy – Williama S. Burroughsa. Jako że dzieła pisarza nie da się przenieść
na ekran w sposób dosłowny, reżyser zaczerpnął z niego tylko pewne pomysły.
Wyszło coś, co zwala z nóg – z wielu powodów: bo zwali i fana podobnego kina, i
jego zagorzałego przeciwnika.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;">
<img src="http://1.s.dziennik.pl/pliki/6085000/6085381-jeff-goldblum-643-362.jpg" />Filmy
Davida Cronenberga zostały opisane tyle razy, że trudno dodać coś nowego. Są
pełne przemocy, reżyser jako naczelne zadanie twórcze powziął szokowanie
widzów, stąd w jego filmach sporo krwi (pawian, który zostaje zniszczony przez
teleporter w <i>Musze</i>, a którego
wnętrzności wciąż się ruszają), przemocy i obrzydliwych stworzeń (karaluch-maszyna
do pisania w <i>Nagim lunchu</i>). Tym, za
co ja najbardziej lubię tego reżysera, jest mieszanie wyrafinowania z pomysłami
rodem z filmów klasy B oraz pewien bród, widoczny brak korzystania z
nadmiernych komputerowych efektów specjalnych, co sprawia, że filmy są na swój
sposób… urocze (to chyba to słowo).<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilL3PsPa5zBvbaftJv4SH6tz0CcVj9M791rVl_fgl8gNj4S7nLvJ9xs-SEuzAyDE5gdke0-7D5n8QpoRowpFsGbelhiZ5tO4eMbm0lWmtEE93JmzVf9hiimK8UU4QErbv8hyphenhyphenQzQCB-dzY/s1600/the-tenant-figure-2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="176" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEilL3PsPa5zBvbaftJv4SH6tz0CcVj9M791rVl_fgl8gNj4S7nLvJ9xs-SEuzAyDE5gdke0-7D5n8QpoRowpFsGbelhiZ5tO4eMbm0lWmtEE93JmzVf9hiimK8UU4QErbv8hyphenhyphenQzQCB-dzY/s320/the-tenant-figure-2.jpg" width="320" /></a>Obiecałam
wcześniej, że wspomnę o Romanie Polańskim. Najbardziej psychodelicznym jego
filmem wśród tych, które do tej pory widziałam, jest bez wątpienia <i>Lokator</i> na podstawie powieści Rolanda
Topora, który z pewnością pojawiłby się w tym tekście, gdybym tylko przeczytała
więcej jego tekstów. Rzeczywiście, książka jest znacznie bardziej dziwaczna od
filmu, który przedstawia wszystko jako dziejące się w wyobraźni tytułowego
bohatera (granego przez samego Polańskiego). Pewne sceny filmu nie dają o sobie
zapomnieć – najlepszym przykładem jest granie w piłkę głową, co główna postać
ogląda ze swojego okna. Psychodelia bywa bardzo blisko psychozy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";">Książki</span></span></span><br />
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";"><br /></span></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Przy
okazji poruszania tego tematu nie mogłabym nie napisać szerzej o wcześniej
tylko zaznaczonym Williamie S. Burroughsie. Ze wszystkich członków beat
generation to właśnie on pisał książki przypominające zły sen po kwasie.
Dokładnie tak wyobrażam sobie to, co czuje i myśli (a to akurat chyba
nieszczególnie trafne słowo, może raczej: roi sobie) naćpany człowiek. Choć
nigdy nie miałam doświadczeń narkotykowych, to styl i konstrukcja jego książek
są znacznie bliższe tripowi niż strumienie świadomości Jacka Korouacka czy
wiersze Allena Ginsberga. <i>Pedał </i>i <i>Ćpun </i>mają narrację chronologiczną i
spójną fabułę (choć trochę dziwną), są prawdopodobne, ale na pewno nie da się
tego powiedzieć o niesamowitym <i>Cieniu
szansy</i>, a tym bardziej – o najsłynniejszej książce autora: <i>Nagim lunchu</i>. Są jeszcze: <i>Zachodnia kraina, Delikatny Mechanizm</i>, <i>Wybuchowy bilet</i>. Dwie ostatnie zostały
stworzone całkowicie przy pomocy kolażowej metody cut-up. Czytanie nie jest
łatwe, może bardzo znudzić i choć książki mają niewiele stron, to ich
skończenie zabiera więcej czasu niż niejednego kloca. Oto przykład na
udowodnienie powyższej tezy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<i>Palce na kutasach: Ja-ty-mi w pisuarze
teraźniejszości. Kretyńskie rżnięcie, ty-mi, Johny.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img src="http://www.octobergallery.co.uk/images/760x570/gysin_bgog05c.jpg" height="436" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="640" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">William S. Burroughs</td></tr>
</tbody></table>
Znacznie
przyjemniej czyta się pozycje pisane przez Huntera S. Thompsona, posługującego
się stylem gonzo, według którego dziennikarz nie jest tylko biernym
obserwatorem, ale czynnie włącza się w akcję. Artykuły w tym stylu były pełne
dygresji i trudne dla czytelnika. Na polskim rynku dostępne są dwie książki
Thompsona – <i>Dziennik rumowy </i>i <i>Lęk i odraza w Las Vegas</i>, przy czym nas
interesuje tylko ta druga. Na jej podstawie powstał szalony film Terry’ego
Gilliama – <i>Las Vegas Parano</i>. I film,
i książka to zapis jednego wielkiego narkotykowego tripu, który Raoul Duke
(alter ego pisarza) i dr Gonzo odbywają przy pomocy wszystkich dostępnych i
trudno dostępnych środków – można sobie wyobrazić, co z tego wyjdzie, kiedy
pomiesza się ze sobą przeróżne dragi. I to właśnie wychodzi.<o:p></o:p></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: center;">
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";"><br /></span></span></span>
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";">Muzyka</span></span></span><br />
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";"><br /></span></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Na
koniec słów kilka o muzyce – najbardziej psychodeliczne zespoły istniały w
czasach, które z narkotykami kojarzą się chyba najściślej: 60. i 70. Velvet
Underground, Janis Joplin, Jefferson Airplane, The Doors to na pewno zespoły,
bez których choćby próba mówienia o psychodelii w muzyce byłaby z góry skazana
na porażkę. Zawiera się to zarówno w ich teksach, jak i w dźwiękach. Niewiarygodne
melodie, nierówne rytmy, niedopracowanie – oto cechy które kwalifikują te
zespoły jako psychodeliczne. Eksperymenty z psychodelikami mają swoje odzwierciedlenie
nawet na okładkach płyt – przykładem może być <i>Revolver </i>The Beatles.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://ecx.images-amazon.com/images/I/91wBXCVjUTL._SL1500_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://ecx.images-amazon.com/images/I/91wBXCVjUTL._SL1500_.jpg" height="398" width="400" /></a></div>
</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Brak
doświadczeń narkotykowych nie musi oznaczać, że nie jest się fanem psychodelii
w kinie czy literaturze, czego jestem najlepszym przykładem. Nie wykluczam, że zupełnie
inaczej widzi się pewne treści, kiedy jest się na haju. Jeśli tak, to musi to
też działać w drugą stronę – dawać się odczytywać inaczej na trzeźwo. Na razie
zostanę przy drugiej wersji.<o:p></o:p></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-81022765811808193872016-01-29T16:08:00.000-08:002016-01-30T07:36:04.929-08:00Is There Life On Mars?<div class="MsoNormal">
<a href="http://www.brandchannel.com/wp-content/uploads/2015/04/david-bowie-red-599.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.brandchannel.com/wp-content/uploads/2015/04/david-bowie-red-599.jpg" height="172" width="200" /></a>Nie mogę powiedzieć, że znam wszystkie piosenki Davida Bowiego.
Jestem w zasadzie od tego bardzo daleka. Jest jednak od dawna jednym z
najważniejszych dla mnie piosenkarzy. Tak, jest, bo jego śmierć tego nie
zmieniła. Uwielbiam tego gwiezdnego chłopca, który wrócił do kosmosu. Tym
tekstem chciałabym mu złożyć hołd i podziękować za wszystko. Może tam, gdzie
teraz jest, będzie mógł poznać tych kilka słów, które chcę poniżej skreślić.<br />
<a name='more'></a></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Wiem, że przyjdzie taki czas, kiedy poznam całą jego
dyskografię. Na razie się nie spieszę, nie zaczęłam go nagle pochłaniać
kilogramami. Wciąż jest cudowną przyprawą dodającą smaku potrawie, jaką jest mój
muzyczny świat. Wątpię, że kiedyś stanie się daniem głównym. Ale czy sól, która
jest w kuchni bardzo potrzebna, mogłaby być jedzona jako taka? </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Zawsze podobały mi się kameleony, także ludzie kameleony.
Jednocześnie cenię w twórcach ich własną ścieżkę, której pozostają wierni.
David Bowie na pewno trafia idealnie w mój gust, ponieważ potrafił to
fantastycznie połączyć. Cały czas się zmieniał, tworzył w rozmaitych gatunkach
muzycznych – od glam rocka po punk – i występował z przeróżnymi artystami:
Queen, Annie Lennox i Robertem Smithem, żeby wspomnieć tylko trzech spośród
ogromnej ilości. Jednocześnie pozostając wierny sobie, idąc po wyznaczonej od początku
ścieżce.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.billboard.com/files/styles/gallery_main_well/public/Fashion%20Evolution/David%20Bowie/david-bowie-fashion-evolution-600.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.billboard.com/files/styles/gallery_main_well/public/Fashion%20Evolution/David%20Bowie/david-bowie-fashion-evolution-600.jpg" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
David Bowie to dla mnie przede wszystkim ktoś, bez kogo nie
byłoby w muzyce tego, co uwielbiam. Nie byłoby glamu, punku, post-punku.
Działanie nie było jednostronne – to, co działo się w muzyce powodowało też
zmiany w stylu Davida i kolejne jego metamorfozy. Mogliśmy poznać Ziggy’ego
Stardusta czy Chudego Białego Księcia. Człowieka z punkowym pazurem i
melancholijnego Pierrota. Niedościgłego, a już na pewno niemożliwego do
przegonienia w zmianach i przybieraniu kolejnych masek.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Spotkałam się z artykułem, wymieniającym zespoły, które nie
istniałyby bez tego artysty. Większość z nich to najważniejsze dla mnie grupy
post-punkowe: zaczynając od The Cure, przez Joy Division (warto wspomnieć, że
ich pierwszą nazwą było Warsaw na cześć piosenki <i>Warszawa </i>Bowiego), na Siouxsie And The Banshees kończąc. <span lang="EN-US">Dalej The Smiths, Sex Pistols (a już zwłaszcza image Sida Viciousa). </span>Och,
jak dużo byśmy stracili bez człowieka, który spadł na ziemię.</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Poza wszystkimi rzeczami, dla których cenię Bowiego ze względu na
niego samego jest jeszcze coś. Był przyjacielem ludzi, którzy są dla mnie
idolami, ulubionymi twórcami. Z Mickiem Jaggerem zrobił fantastyczny duet,
którego podobno obaj po latach się wstydzili: <i>Dancing In The Street</i>. Mogłabym słuchać na zapętleniu, a o niewielu
piosenkach (nawet The Cure) jestem w stanie to powiedzieć. Teraz jest już z
dwoma pozostałymi moimi wielkimi, z którymi się przyjaźnił. Czuję, że David
Bowie, Lou Reed i Marc Bolan urządzili sobie całkiem niezłe party gdzieś w
ojczyźnie tego pierwszego – kosmosie. Mam nadzieję, że przekazał im moje
pozdrowienie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://i.ytimg.com/vi/hQDG6kjMgoA/hqdefault.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://i.ytimg.com/vi/hQDG6kjMgoA/hqdefault.jpg" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
Nigdy nie byłam fanką kosmosu ani UFO. Być może zafascynowany tym
Bowie jest dla mnie jedynym Obcym (ósmym pasażerem Nostromo?), który podważa tę
regułę. Kilka dni, najwyżej dwa tygodnie, przed jego śmiercią byłam w kinie na <i>Człowieku, który spadł z nieba</i>, w którym
grał główną rolę. Jestem absolutnie przekonana, że nie tylko w filmie był
kosmitą. Przyleciał na ziemię na krótki moment, żeby dać nam coś wielkiego i
niezapomnianego, bardzo ważnego. Teraz wrócił tam, skąd pochodzi. Pytał w
swojej piosence, czy istnieje życie na Marsie. Teraz na pewno.<o:p></o:p></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-80635955869774860162016-01-10T13:04:00.000-08:002016-01-29T17:54:46.573-08:00Nie mój Sherlock<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://images.latinpost.com/data/images/full/77258/sherlock.jpg?w=600" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://images.latinpost.com/data/images/full/77258/sherlock.jpg?w=600" height="200" style="text-align: center;" width="200" /></a></div>
Powroty są trudne, ale też motywujące.
Przyznam, że się boję. Nie wiem, czy podołam, czy znów nie dam się zjeść
obowiązkom (a raczej myślom o nich, bo jakbym tak rzetelnie te obowiązki
wykonywała, to miałabym czas na blogowanie). Istnieją jednak ludzie, którzy we
mnie wierzą i dodają mi sił. Kopa cały czas dostaję od mojego przyjaciela,
wspiera mnie mama, mobilizuje brat, a to zdecydowanie nie koniec listy.
Najważniejsza jestem tu jednak ja i moje postanowienie poprawy. Krótko mówiąc –
próbuję wrócić. Witajcie!<br />
<a name='more'></a><br />
Od dawna już myślałam o tym, żeby
napisać post na temat Sherlocka Holmesa. Lubię go tak bardzo, że pracę magisterską na drugim kierunku studiów – filologii polskiej – poświęcam
właśnie jemu. Uściślając, będę się zajmowała odniesieniem serialu Granady z
Jeremym Brettem do opowiadań Arthura Conana Doyla. Mogłabym mówić o tym
godzinami. Postanowiłam jednak, że moje posty nie będą bardzo długie, więc
zamiast pisać jeden obszerny na ten temat, będą co jakiś czas powstawać teksty
krótsze.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wobec powyższego dictum dziś zajmę się
innym serialem. Konkretnie jednym odcinkiem – specjalnym <i>Sherlocka</i> produkcji BBC z Benedictem Cumberbatchem i Martinem
Freemanem. Jestem ogromną fanką wszystkiego, co dotyczy epoki wiktoriańskiej
(raczej późnej, czasów Oscara Wilde’a), więc przenoszenie Holmesa do
współczesności nie jest moją bajką. Nie oznacza to jednak, że nie obejrzę
całego serialu, owszem, choćby do magisterki, ale nie tylko – jestem ciekawa
nowoczesnego wykorzystania klasycznych motywów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tymczasem przenosimy się do XIX wieku
na Baker Street 221B. Upiorna panna młoda (postać tytułowa) pewnego dnia stoi
na ulicach Londynu i strzela do ludzi, wymawiając przy tym słowo: <i>ty</i>. Kim jest owa panna młoda – oto
zagadka, z którą ma się zmierzyć sławny detektyw i jego przyjaciel, bez którego
Holmes nie mógłby być Holmesem, doktor Watson.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://images.radiotimes.com/namedimage/Mark_Gatiss__The_Sherlock_special_will__completely__solve_the_mystery_of_Moriarty_s_return.jpg?quality=85&mode=crop&width=620&height=374&404=tv&url=/uploads/images/original/62238.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://images.radiotimes.com/namedimage/Mark_Gatiss__The_Sherlock_special_will__completely__solve_the_mystery_of_Moriarty_s_return.jpg?quality=85&mode=crop&width=620&height=374&404=tv&url=/uploads/images/original/62238.jpg" height="193" width="320" /></a></div>
Starałam się nie porównywać wersji BBC
z wersją Granady, która jest dla mnie wyznacznikiem tego, jak powinien wyglądać
serial o Holmesie (może poza kilkoma ostatnimi odcinkami, zwłaszcza <i>Wampirem z Sussex</i>, ale wszystko w swoim
czasie). Natomiast pozwoliłam sobie na przykładanie serialu do opowiadań i
wyszło… zaskakująco dobrze. Bałam się, że uwspółcześnienie ogarnie wszystko,
zachowania bohaterów, ich gesty i to, co stwarza czasy. Bo przecież sama
scenografia i kostiumy wszystkiego nie zrobią. Sherlock Holmes ze specjalnego
odcinka BBC przypominał mi Sherlocka Holmesa z twórczości Conana Doyle’a, to
samo dotyczy doktora Watsona. Nie wiem, czemu brat Shelocka, Mycroft, był takim
grubasem, ale scena w Klubie Diogenesa, w którym panuje nakaz milczenia,
rozbawiła mnie setnie (nie tylko samo spotkanie Holmesów, ale także
wcześniejsze miganie w recepcji). Istniała jednak postać, która bardzo mnie
irytowała. Uważam ją za kompletnie nietrafioną. Największy wróg Sherlocka,
Napoleon zbrodni – profesor Moriarty’ego – kompletnie nie pasował do XIX wieku.
W książkach z tamtego czasu występuje mnóstwo zmanierowanych postaci, ale –
sacrebleu! – nie w ten sposób. Nie chcę przenosić moich uprzedzeń tego na cały
serial, bo wierzę, że pasuje do odcinków dziejących się współcześnie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://usatftw.files.wordpress.com/2016/01/xxx_cumberbatch_74463092.jpg?w=1000&h=525" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="168" src="https://usatftw.files.wordpress.com/2016/01/xxx_cumberbatch_74463092.jpg?w=1000&h=525" width="320" /></a>Przyznam, że chociaż porównanie z
oryginałem wypadło dobrze, to męczyłam się tym, że nie mogę mieć spokojnej
rozrywki. Mózg pracował mi na wysokich obrotach, bo cały czas myślałam, co jest
dobrze, a co nie tak. Było kilka rzeczy, które pomogły mi we wrzuceniu na luz i
czerpaniu z filmu większej przyjemności. Przede wszystkim komediowe elementy
pokazujące, że nie wszystko było takie, jak to w swoich opowiadaniach opisał
doktor Watson – pierwszym z brzegu przykładem może być to, że pani Hudson nie
była w rzeczywistości tak milcząca. Irytuje ją to, jak przedstawiał ją
kronikarz i po prostu przestaje się odzywać: jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Drugą rzeczą jest połączenie akcji ze współczesnością. Fantastyczny pomysł! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://cdn.ndtv.com/tech/gadgets/sherlock_abominable_bride_preview_gatiss_moffat.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="http://cdn.ndtv.com/tech/gadgets/sherlock_abominable_bride_preview_gatiss_moffat.jpg" height="180" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Scenarzyści serialu - Mark Gattis i Steven Moffat</td></tr>
</tbody></table>
Najprzyjemniejsze były smaczki do
wyłapania dla fana książkowego Sherlocka Holmesa. O kilku z nich opowiedział
jeden z dwóch scenarzystów serialu – Steven Moffat – przypuszczam, że na
większość nie zwróciłabym uwagi. Nie pamiętam, przyznaję się, z opowiadań
faktu, że Holmes strzelał do ściany, tworząc na niej inicjały królowej.
Tymczasem scenarzyści wzięli to pod uwagę i stworzyli taki znak. Jednym z moich
ulubionych elementów, o których opowiadał Moffat, były lwy na witrażu, które miały
nawiązywać do lwiej grzywy. Jest w tym pewna przewrotność, lwia grzywa w
opowiadaniu nie należała bowiem do lwa. Do tego pięć pestek pomarańczy, które
też mają świetne rozwiązanie w finale. Wydaje mi się, że będzie zrozumiałe
głównie dla tych, którzy czytali opowiadanie. Polecam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zdjęcia są bardzo ciekawe, choć nie
przepadam za zbyt mocnymi a niepotrzebnymi eksperymentami. Tym razem też było
kilka takich rzeczy. W większości widziałam jednak sens w ich zastosowaniu.
Efekt teatralności osiągnięty między innymi przez ukazanie pokoju Holmesa jako sceny
sprawił, że jednocześnie można się było oderwać od filmu i popatrzeć na niego z
dystansu, a z drugiej – wyobrazić sobie, że jest się widzem w XIX-wiecznym teatrze.
Kostiumy, scenografia – miód! Dla mnie, której oczy cieszą wszystkie nawiązania
do czasów wiktoriańskich, było wspaniale. Mogłabym zwalniać każdą scenę i
patrzeć, patrzeć, patrzeć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Idąc na film, obawiałam się oczywiście
tego, że będzie przeszarżowany, bardzo współczesny. Kostiumy, scenografia z
epoki, ale zachowania, słownictwo, a nawet humor postaci nie będą nawiązywać do
czasów panowania królowej Wiktorii. Ponadto moim strachem było zbyt luźne
potraktowanie ukochanych przeze mnie postaci i przedstawienie ich w zupełnie
inny sposób. Co za szczęście, że tak się nie stało. Widziałam bardzo dobry
film!<o:p></o:p></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-65830766304123995132015-10-04T19:14:00.001-07:002016-01-30T07:42:17.056-08:00Nowe Horyzonty<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://bi.gazeta.pl/im/df/8c/11/z18403295Q,T-Mobile-Nowe-Horyzonty-2015--plakat.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://bi.gazeta.pl/im/df/8c/11/z18403295Q,T-Mobile-Nowe-Horyzonty-2015--plakat.jpg" height="200" width="138" /></a><span style="font-family: inherit;">Międzynarodowy Festiwal T-Mobile Nowe
Horyzonty skończył się ponad miesiąc temu, emocje nagromadzone we mnie zdążyły
już opaść, mogę na festiwal spojrzeć z dystansu i wyrazić opinie mniej na
gorąco. Jedno jest pewne – mimo paru rzeczy, które podobały mi się mniej i
kilku filmów, które okazały się dla mnie niewypałami, czas spędzony tych
dziesięć dni spędzonych w kinie był fantastyczny. Lubię w Festiwalu (byłam też
dwa lata temu) różnorodność, bardzo mądre programowanie, które nie pomija
żadnego widza. Jest coś dla wielbicieli alternatywnych, nowohoryzonotowych
dzieł, coś dla tych, którzy preferują klasykę i oczywiście są filmy konkursowe
(nie widziałam żadnego z tych ostatnich).</span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Nie można narzekać na organizację
festiwalu, świetnie spisywali się wolontariusze i pracownicy, nie tylko ci
bezpośrednio związani z kinem i filmami, ale też pracownicy bistra (zjadłam tam
bardzo smaczne quesadillas, polecam!), animator z plaży czy wreszcie
dziewczyny, które rozdawały festiwalowe maseczki. Organizatorzy nie zadbali
jednak o coś, co dla mnie (okazało się, że dla innych też) ma znaczenie
szczególne i jest bardzo potrzebne: czarne płachty z przypiętymi karteczkami,
które służą uczestnikom do wyrażania opinii, wypisywania ogłoszeń itp., itd. Przez
kilka pierwszych dni „Hyde park” ograniczał się do instagramowego
#NoweHoryzonty, ale w końcu pojawił się w pełnej, pozainternetowej krasie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://www.tygodnikpowszechny.pl/files/styles/660x420/public/import/1533-piotrowska.jpg?itok=SxrtyJQG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="203" src="https://www.tygodnikpowszechny.pl/files/styles/660x420/public/import/1533-piotrowska.jpg?itok=SxrtyJQG" width="320" /></a><span style="font-family: inherit;">Zaczęłam i zakończyłam festiwal dwoma
mocnymi akcentami: <i>Panem Turnerem </i>i <i>Piątym elementem</i>. Mam przyjemność (!)
przyznać się, że oba tytuły oglądałam po raz pierwszy – tak, ten drugi też.
Opłacało się czekać i nie oglądać filmu Luca Bessona w telewizji, od razu
miałam bombę, a nie tylko jej namiastkę (bombkę). Coraz bardziej lubię
science-fiction, zwłaszcza jeśli nie jest do końca poważne, a raczej odjazdowe,
szalone. W przypadku <i>Piątego elementu </i>dochodzą
do tego elementy campu i kiczu – razem: coś wspaniałego. <i>Pan Turner </i>Mike’a Leigha jest filmem wyważonym, powolnym,
majestatycznym, zdecydowanie innym od wcześniej omówionego. Uderza podobieństwo
zdjęć filmowych do obrazów malarza, tytułowego Williama Turnera, co widać
szczególnie w kolorystyce: ziemnej, brązowej, zielonej i w sposobie ukazania
krajobrazów. Bardzo malownicze dzieło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://www.wik.com.pl/_g/elements/4/6/6/l.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://www.wik.com.pl/_g/elements/4/6/6/l.jpg" height="208" width="320" /></a><span style="font-family: inherit;">Zorganizowane były retrospektywy
trzech reżyserów, ale ja chodziłam jedynie na filmy dwóch z nich, kompletnie od
siebie różnych: Philippe’a Garrela i Tadeusza Konwickiego (trzecim był Šarūnas
Bartas). Prawie połowa biletów, które kupiłam (6 z dwudziestu) przeznaczona
była na filmy tego pierwszego. I był to bolesny strzał w kolano – prawie wszystkie
były nudne i alternatywne na siłę. Chociaż reżyser uznawany jest za jednego z
najważniejszych twórców Drugiej Nowej Fali i być może faktycznie nim jest, to
pieniądze wydane na bilety na jego obrazy uważam za zdecydowanie stracone. Najciekawsza
była jeszcze <i>Dzika niewinność</i>,
zupełnie wyjątkowa, bo nie poczułam na niej ani odrobiny nudy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;"><a href="http://www.wjff.pl/galeria/2013/film/daleko2.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.wjff.pl/galeria/2013/film/daleko2.jpg" height="320" width="320" /></a></span></div>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="font-family: inherit;">Co innego, jeśli chodzi o polskiego
twórcę. Jego <i>Jak daleko stąd, jak blisko </i>całkowicie
mnie oczarował, zrobił ze mną coś, co zdarza się bardzo rzadko – pozwolił
przeżyć taki szok estetyczny, że pod koniec całkowicie się popłakałam, choć
dzieło (arcy) nie było smutne w pospolitym znaczeniu tego słowa. Film był
przepiękny, bardzo polski w ten poetyczny sposób, przywoływał skojarzenia ze Stanisławem
Wyspiańskim (a zwłaszcza <i>Weselem</i>, w
jednej scenie nawiązując do niego wprost) i Adamem Mickiewiczem. Film był
świetnie podsumowany spotkaniem z córką reżysera – Marią, która właśnie ten
tytuł wybrała jako najważniejszy, najbardziej reprezentatywny w twórczości ojca
i trudno się dziwić. <i>Dziady</i> Mickiewicza,
poza wspomnieniem w poprzednim filmie, doczekały się zresztą ekranizacji, którą
również można było zobaczyć na Festiwalu (i zrobiłam to z wielką
przyjemnością).<i> </i> <i>Lawa </i>Konwickiego
nawiązywała do przedstawienia Dejmka – obaj reżyserzy zaangażowali
fenomenalnego Gustawa Holoubka (w filmie Gustawa – Konrada grał ponadto Artur
Żmijewski). <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<a href="http://images5.fanpop.com/image/photos/31700000/Bruce-In-The-Fifth-Element-bruce-willis-31709218-500-334.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="http://images5.fanpop.com/image/photos/31700000/Bruce-In-The-Fifth-Element-bruce-willis-31709218-500-334.jpg" height="213" width="320" /></a><span style="font-family: inherit;">Jak co roku przygotowany został cykl
Nowe Horyzonty Języka Filmowego, tym razem zajęto się kostiumem (a także jego
brakiem), przed lub po każdym filmie był mały wykład na temat roli kostiumu w
nim. To właśnie w jego ramach obejrzałam <i>Piąty
element</i>, ale też kilka innych ważnych, zapadających w pamięć filmów, z
których najbardziej godne wymienienia są <i>Klub
54 </i>(reż. Mark Christopher) i <i>Orlando </i>(reż.
Sally Potter na podstawie powieści Virginii Wolf). Dużo słyszałam o tym drugim
filmie, więc z zaskoczeniem przyjęłam fakt, że prawie nikt nie widział go w
kinie (łącznie z prowadzącymi wykład). Nie wiedziałam, że nigdy nie miał
premiery w Polscea z pewnością jest to jeden z tych tytułów, które na małym nie
mają sensu. Barokowy przepych <i>Orlanda </i>aż
prosi się o najlepszą, kinową jakość.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="http://cinemania.es/images/2011/201403/pasolini.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://cinemania.es/images/2011/201403/pasolini.jpg" height="214" width="320" /></a><span style="font-family: inherit;"></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="font-family: inherit;">Na koniec, jako jeden z
najsmaczniejszych kąsków, zostawiłam Pasoliniego w dwóch odsłonach. We
wszystkim ma się swój pierwszy raz, czasem dziwnie późno. Właśnie podczas
tegorocznego festiwalu po raz pierwszy widziałam film tego reżysera, padło na <i>Ewangelię według św. Mateusza</i>, którą
Watykan ogłosił najlepszym filmem o życiu Chrystusa i wcale się nie dziwię. <i>Ewagelia… </i>jest dziełem skończonym, w
którym wszystko wspiera się nawzajem – muzyka, dialogi, monologi, kostiumy,
scenografia, a występujące zgrzyty (nietrzymanie się epoki w pewnych kostiumach
na przykład) podkreśla uniwersalny wydźwięk filmu. Drugi akt sztuki: <i>Pasolini </i>Abla Ferrary poprzedzony
przesympatycznym spotkaniem z reżyserem . Piękny, trochę oniryczny, film o
ostatnich dniach życia Włocha ze świetnym (jak zwykle) Willemem Defoe w roli
tytułowej. Bardzo w moim stylu – poza wszystkimi innymi cechami dobrego filmu,
ten posiadał jeszcze jedną, którą bardzo lubię: nielinearną narrację.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Czas festiwalu minął zdecydowanie zbyt
szybko i teraz pozostaje mi tylko czekać kolejny rok, bo nie mam wątpliwości,
że znów będę przesiadywała w kinie te dni. Tym razem chyba zdecyduję się na
karnet zamiast biletu wielokrotnego, nie ma zbyt dużej różnicy w cenie, wręcz
przeciwnie – proporcjonalnie karnet jest o wiele bardziej opłacalny. </span><i><o:p></o:p></i></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-82322520883587313362015-07-23T02:15:00.003-07:002016-01-30T07:48:51.227-08:00Te przerażające kreatury w ich szybkich samochodach<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdV8jZzl9xHr_YOk1SToiDfsz5g4A_NRCE1rz2W9gDQcDvGj3CW2fnxGV1DXZhb6fVgJ1U-xxCsi-E67r87nWv2f35q7EZ-TJmH9kJ3OyGMkzoRecqELf4OzbmaACpaf3j9wLv4AD0zXQ/s1600/7683234.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgdV8jZzl9xHr_YOk1SToiDfsz5g4A_NRCE1rz2W9gDQcDvGj3CW2fnxGV1DXZhb6fVgJ1U-xxCsi-E67r87nWv2f35q7EZ-TJmH9kJ3OyGMkzoRecqELf4OzbmaACpaf3j9wLv4AD0zXQ/s200/7683234.3.jpg" width="134" /></a></div>
<span style="font-family: inherit;"><span style="text-align: justify;">Jestem
kompletnym laikiem w kwestii science-fiction, jego podgatunków i pochodnych. Czytałam
</span><i style="text-align: justify;">Bajki robotów </i><span style="text-align: justify;">Stanisława Lema i
oglądałam </span><i style="text-align: justify;">Wideodrom </i><span style="text-align: justify;">i </span><i style="text-align: justify;">Nagi lunch </i><span style="text-align: justify;">Davida Cronenberga. Nie
wykluczam, że coś jeszcze, ale z pewnością nie było tego dużo. Może to ten
gatunek bardziej nie lubi mnie, bo ja wcale nie darzę go takim uczuciem,
przeciwnie – chętnie obejrzałabym więcej tego typu filmów, przeczytała więcej
książek. Po prostu jakoś nie wychodziło. Nie widziałam też starego </span><i style="text-align: justify;">Mad Maxa</i><span style="text-align: justify;">, ale teraz tylko czekam na
okazję, żeby móc to nadrobić. Byłam za to w kinie na nowej wersji. Już na kilka
tygodni przed seansem nie mogłam się doczekać i szukałam osoby, z którą
mogłabym pójść. Ostatecznie okazało się, że muszę iść sama, bo koleżanka, z
którą miałam obejrzeć film, miała jakieś zajęcia.</span></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p><br /></span>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin-top: 12.0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">To,
co pociąga mnie w science-fiction (zresztą nie tylko) najbardziej, to budowanie
świata. Interesuje mnie wygląd postaci i miejsc, dziwne rytuały i zwyczaje. Akcja
również, oczywiście. Zdjęcia tak samo. To wszystko jednak nie zajmuje mnie w
takim stopniu, jak rzeczy wymienione wcześniej. Pod ich względem <i>Mad Max </i>jest naprawdę świetnym,
zajmującym filmem, który ogląda się z rozdziawioną gębą, czekając na to, co
reżyser (George Miller – także twórca pierwowzoru, co sprawia, że jeszcze
bardziej żałuję, że go nie widziałam), scenarzyści (Nick Lathouris, Brendan
McCarthy i sam George Miller) i twórcy kostiumów, scenografii i reszty będą w
stanie nam jeszcze pokazać, czym nas zaskoczą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS7Md5pYqt_mtRzEw06ekbYRPmxEIO_kRNqg3_Z-6LKBDgoS75g9UuzXhzDYMnzcsFw4P4f7OaClU1kJZ2HyYwXSTAogYAb1k4XsWf8FgQ7y6EysuE8VY6on0v3dCXPyQLbHE5v1_1F3s/s1600/512670.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiS7Md5pYqt_mtRzEw06ekbYRPmxEIO_kRNqg3_Z-6LKBDgoS75g9UuzXhzDYMnzcsFw4P4f7OaClU1kJZ2HyYwXSTAogYAb1k4XsWf8FgQ7y6EysuE8VY6on0v3dCXPyQLbHE5v1_1F3s/s320/512670.1.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Początkowo
bardzo uderzała mnie nieprawdziwość tego filmu, w którym prawie wszystko
zostało stworzone komputerowo: przestrzenie, urządzenia. Najbardziej bije to po
oczach chyba w sposobie pokazania Cytadeli, czyli miejsca, gdzie rządzi Wieczny
Joe (Hugh Keays-Byrne) i skąd się wszystko zaczyna. Są to wielkie skały na
pustyni, gdzie bardzo niewiele jest wody i trudno się żyje. Postaci stamtąd są w
zasadzie tylko dekoracją, która idealnie przystaje do scenerii – wyglądające
jak szkielety Trepy w służbie Wiecznego i obszarpani ludzie, czekający na
odrobinę świeżej, czystej wody, nazywanej „aqua-colą”. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHHbhr6_gGf3G861Xjzeab7weYArA4TvMslPI7Jlw_-n0ZIlEY0Bd9tCvxbtnbgHDffjktYls-lMOBfCmUa9pKUTCQVWhEPwXdg8GaByqV5iGZncPWQSIYDAZnDnYYssGOwA67djEqiiE/s1600/552209_2.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHHbhr6_gGf3G861Xjzeab7weYArA4TvMslPI7Jlw_-n0ZIlEY0Bd9tCvxbtnbgHDffjktYls-lMOBfCmUa9pKUTCQVWhEPwXdg8GaByqV5iGZncPWQSIYDAZnDnYYssGOwA67djEqiiE/s320/552209_2.1.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Film
od początku do końca ma ciepłe, gorące kolory – żółty, pomarańczowy, czerwony.
Taka jest Cytadela, takie są bezdroża pustyń, na których dzieje się większa
część akcji, zdecydowanie taka jest piaskowa burza, która zaskakuje bohaterów.
Nawet punkt, do którego zdążają główni bohaterowie z nadzieją, że znajdą tam
wodę i rośliny, też ma takie same barwy. Na takim tle ukazany jest pościg za
Cesarzową Furiosą (Charlize Theron), która uciekła od Wiecznego z jego
kobietami, w tym z matką jego przyszłego dziecka. Panoramiczne zdjęcia
pozwalają ogarnąć całość pościgu, wtedy faktycznie widzimy dwie ciemniejsze
grupy na tle pomarańczowej pustyni. Z całym filmem kontrastuje scenografia i
kolorystyka jednego miejsca – bagien, na które wyjeżdżają Furiosa z kobietami.
Są czarne i kroczą po nich dziwne stworzenia, które potem okazują się krukami.
Obraz jakby z innej bajki. Mimo że miejsce jest bardzo złowrogie, na moment
jednak jakby orzeźwia. Mamy w końcu trochę wody na pustyni.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiErbJpx_8rOU62mK3ANilj0NI-NLJkqK6amSc7v1CE7dnm6cK0cOJvbWQcazOhsC7D9tkkpjQF5OHxcsVkGmRXuvGllO287veEFpPFbEwF63zzQX1y7_Ljp_I10fMCF16HwSPoSszvrc0/s1600/512668_1.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiErbJpx_8rOU62mK3ANilj0NI-NLJkqK6amSc7v1CE7dnm6cK0cOJvbWQcazOhsC7D9tkkpjQF5OHxcsVkGmRXuvGllO287veEFpPFbEwF63zzQX1y7_Ljp_I10fMCF16HwSPoSszvrc0/s320/512668_1.1.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Postaci
jest całe mnóstwo, każda jest zarysowana tak, że jesteśmy w stanie ją
zrozumieć, a może nawet utożsamić się, polubić. Najciekawsza jest moim zdaniem
Cesarzowa Furiosa, ona też została przedstawiona najlepiej. Max (Tom Hardy)
wypada przy niej dość blado, nie wydaje się najważniejszy. Jego historię
poznajemy raczej z przebłysków pamięci, które można równie dobrze wziąć za
halucynacje wywołane gorącem, podczas kiedy o jej przeszłości dowiadujemy się
całkiem dużo. Ciekawym bohaterem jest też Trep Nux grany przez Nicholasa
Houlta. Początkowo zafascynowany Wiecznym Joem i jego obietnicami w końcu
przechodzi na stronę Cesarzowej Furiosy i Maxa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">O
ile zwykle nie zwracam uwagi na muzykę, o tyle tym razem – przynajmniej
momentami – byłam nią naprawdę zainteresowana. Nie stanowi jedynie tła, ale
jest równorzędnym składnikiem filmu, rodzajem dekoracji. Oddziały Wiecznego,
które podążają w ślad za uciekającymi kobietami, mają ludzi grających na
bębnach, co sprawia, że grupa Joego jest jeszcze dziksza i groźniejsza.
Największe wrażenie robi jednak pojedynczy Trep rżnący na gitarze elektrycznej
– nie do zapomnienia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="line-height: 13.65pt; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<span style="font-family: inherit; line-height: 115%;">Coraz
bardziej upewniam się w chęci obejrzenia znacznie większej ilości filmów
science-fiction, zwłaszcza
cyberpunkowych. Ich fabuła nie jest dla mnie tak znacząca, nie pytam o historię
bohaterów, a poglądów społeczno-politycznych i innych w podobie wręcz nie chcę
znać, odciągają uwagę od rzeczy najważniejszych: szalonych wybuchowych pomysłów
reżysera, scenarzystów i scenografów.</span>Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-8834922342157724302015-07-05T05:46:00.001-07:002016-01-30T07:56:44.200-08:00Rewolucja<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRsQqmrjwiNdiZNC3Jy4ESU04mTFfktqbHruOSyX6r7q4EwqzFvirINtY9H1cPkEkiHjEIbnuXyBUmZApaUkgYGYMGlbKW4Z9FCAK1sbThSaVObqeSKbbbQotSGkOoF5VuSKHeAMKV8dQ/s1600/282264-352x500-211x300.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRsQqmrjwiNdiZNC3Jy4ESU04mTFfktqbHruOSyX6r7q4EwqzFvirINtY9H1cPkEkiHjEIbnuXyBUmZApaUkgYGYMGlbKW4Z9FCAK1sbThSaVObqeSKbbbQotSGkOoF5VuSKHeAMKV8dQ/s200/282264-352x500-211x300.jpg" width="140" /></a></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Zastanawiając się, jak zacząć tę recenzję, szukałam odpowiedzi na pytanie, czy to książka bardziej do rozumienia czy czucia. Nie jestem w stanie zrozumieć, jakimi środkami Jean Genet osiągnął to, co osiągnął, a wydawało mi się, że jego twórczość nie jest dla mnie zagadką. Przeczytałam prawie wszystkie jego – nazwijmy to tak – powieści (została mi „Matka Boska Kwietna”) i jeden dramat. Nie wiem, czy<i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Zakochany jeniec </i>jest książką bardziej intelektualną czy działającą na emocje. Kiedy już stwierdzam to drugie, zatrzymuję się, bo coś mi nie pasuje. Więc to chyba tak: książka działa na emocje przez swój intelektualizm.</span></div>
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><span id="more-437" style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"></span><br /></span>
<br />
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">W tej najmniej znanej książce autora, którego wcześniejszymi utworami zachwycili się Sartre i Cocteau, znajdziemy dużo z dawniejszej twórczości. Przede wszystkim strumień świadomości, nieuporządkowanie, w zasadzie zapis myśli; autor znów pisze tak, że trzeba się mocno skupić, żeby wszystko zrozumieć, ogarnąć, ale nawet przy pełnej koncentracji to może się nie udać. Zaryzykuję stwierdzenie, że właśnie to musi się podobać w twórczości pisarza, inaczej trudno będzie przebrnąć przez jego teksty.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Jean Genet od początku do końca był buntownikiem, pociągała go rewolucja, kontestacja w różnych przejawach i różnie ukierunkowana. Autor wywodził się z dołów społecznych. Matka porzuciła go zaraz po urodzeniu, więc musiał wychowywać się w sierocińcu, a potem poprawczaku. Kradł i zajmował się prostytucją, na pewien czas zaciągnął się do armii, ale z niej zdezerterował – być może ma to związek z jego fascynacją zdradą. Po powrocie do Francji został skazany na dożywocie, ale z więzienia wydobyli go autorzy wspomniani w poprzednim akapicie – zawdzięczał to swoim książkom. Opisał w nich przeżycia z domu poprawczego, z więzienia i z wędrówek po Europie. Zawsze w tym samym stylu: hermetycznym, ale pełnym emocji. Chyba tylko on potrafił w swoich książkach tak poetycko opisywać to, co niskie i brudne, całą nędzę takiego życia. W zasadzie są to poematy prozą, jednocześnie delikatne, czułe i szorstkie, przesycone testosteronem.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">To były lata 40. (<i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Matka Boska Kwietna</i> – 1944, <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Cud róży </i>– 1946, <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Ceremonie żałobne </i>– 1947, <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Querelle z Brestu </i>– 1947), <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Zakochany jeniec </i>został wydany w roku śmierci autora – 1986 – i niewiele przed nią skończony. 40 lat różnicy zrobiło swoje, zmieniło się wszystko: świat w ogóle, życie Geneta i jego charakter, siedemdziesięcioletni człowiek nie może być taki sam, jak kiedy miał lat trzydzieści. Jean Genet zaczął w międzyczasie być prawdziwym aktywistą i brał udział w kilku rewoltach, najważniejsze z nich to ruch Czarnych Panter w Stanach Zjednoczonych, a następnie rewolucja palestyńska opisana w <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Zakochanym jeńcu.</i> Opowieść dzieje się więc w zupełnie innym środowisku niż poprzednie i dotyczy spraw o znacznie większej skali.</span></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/tumblr_ma39uffKzR1r44q44o4_1280.jpg" style="border: 0px; color: #bf4d28; margin: 0px auto; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><img alt="tumblr_ma39uffKzR1r44q44o4_1280" class="wp-image-440 size-medium" src="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/tumblr_ma39uffKzR1r44q44o4_1280-300x202.jpg" height="202" style="-webkit-box-shadow: none !important; -webkit-transition: all 0.3s ease-in-out; border: none !important; box-shadow: none !important; box-sizing: border-box; height: auto; margin: 0px; max-width: 100%; opacity: 0.99; padding: 0px; transition: all 0.3s ease-in-out; vertical-align: baseline; width: 310px;" width="300" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit; font-size: small;">Jean Genet w Palestynie</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Genet po raz pierwszy w Jordanii znalazł się w roku 1970, a w latach następnych wracał tam wielokrotnie, spędzając czas w palestyńskich obozach z fedainami z Organizacji Wyzwolenia Palestyny, która była podzielona na wiele frakcji. Pisarz miał styczność z Al-Fatahem. Na Bliskim Wschodzie odwiedził Szatilię, Bejrut, zaprzyjaźnił się z wieloma ludźmi, dzięki którym mógł zobaczyć różne oblicza rewolucji. Przez książkę przeciąga się cała galeria postaci, których cechy szczególne nie zostały opisane, o wielu z nich są tylko szczątkowe informacje, trudno przez tę mnogość je zapamiętać, często jakieś nazwisko wspomniane jest tylko raz lub dwa. W zasadzie nie ma kogoś, kogo można by nazwać postacią pierwszoplanową. Dynamizuje to akcję, przedstawiony świat staje się chwilą, impresją.</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<i style="background-color: white; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 23.7999992370605px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;">Rewolucjoniści bardzo często umierają młodo, nie trafia im się okazja, by odkryć Nowy Jork. Przemierzają morze, niebo i ogrody. Wchodzą nocą do jakiegoś pokoiku, zabijają albo się chowają, zderzają z meblami, a najłagodniejszy z ich gestów wciąż jest jak błyskawica. Świat w dole, ten nasz, dla którego zginą, żyje codziennością. Przygotowuje posiłki, śpi: nadludzie czuwają, spożywając kanapkę o dowolnej porze. Powaga rewolucjonistów to tylko gra, to znaczy mnożenie kombinacji, które rozwiążą później. Tu wszystko jest kwestią stylu.</span></i></blockquote>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/Fatah_Flag.svg_.png" style="border: 0px; clear: left; color: #bf4d28; margin: 0px auto 1em; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><img alt="Fatah_Flag.svg" class="wp-image-439 size-medium" src="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/Fatah_Flag.svg_-300x210.png" height="210" style="-webkit-box-shadow: none !important; -webkit-transition: all 0.3s ease-in-out; border: none !important; box-shadow: none !important; box-sizing: border-box; height: auto; margin: 0px; max-width: 100%; opacity: 0.99; padding: 0px; transition: all 0.3s ease-in-out; vertical-align: baseline; width: 310px;" width="300" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="font-family: inherit; font-size: small;">Flaga Al-Fatahu</span></td></tr>
</tbody></table>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Co ciekawe, niewiele jest w książce mowy o Izraelu, choć oczywiście nie mogło zabraknąć tego wątku. Na pierwszy plan wybija się jednak konflikt między dwiema grupami wyznającymi tę samą religię – islam. Spór między Arabami a Beduinami, czyli Palestyńczykami a Jordańczykami: Arafatem a Husajnem. Trudno się jednak czegokolwiek konkretnego na ten temat dowiedzieć z książki, nie poznamy przyczyny tego konfliktu ani jego przebiegu. Zaskakuje też fakt, jak rzadko Genet pisze o religii, nigdy nie wybija się ona na pierwszy plan, nie staje się tematem, nawet we fragmentach o stosunkach palestyńsko-izraelskich. Wojny na Bliskim Wschodzie utożsamia się ze sprawami religijnymi, tymczasem w dużej mierze chodziło i chodzi o terytorium. Podobnie o wszystkich wyznawcach islamu myśli się jako o Arabach, ale jest to błąd. Arabowie to nie to samo, co Beduini, a tych grup jest jeszcze więcej. To potocznego wyobrażenia nie pasuje także duża rola, jaką odgrywają kobiety. Wyobrażamy je sobie w burkach i czadorach, przebywające wyłącznie z innymi kobietami, tymczasem widzimy je rozmawiające z mężczyznami, niejednokrotnie na zupełnie równych zasadach. Choć prawdą jest, że od tamtego czasu dużo się zmieniło.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Jean Genet nie jest tylko biernym obserwatorem wydarzeń, bierze w nich czynny udział. Nieraz zdarza się, że musi skądś jak najszybciej wyjechać albo wręcz przeciwnie – jak najdłużej zostać. Bardzo często sam podkreśla, że w Palestynie czuł się jak na swoim miejscu, chciał tam zostać. Idealnie pasowało to do jego charakteru rewolucjonisty. Siła tej książki polega dla mnie na tym, że choć może jest laurką wystawioną Al-Fatahowi, to nie narzuca się. To laurka wystawiona przez człowieka zachwyconego. Właśnie to jest piękne w Genecie – żądza życia i umiejętność zachwytu, czyli rodzaj wiecznego bycia dzieckiem nawet w bardzo dojrzałym wieku. I zdania takie jak to:</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<i style="background-color: white; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; line-height: 23.7999992370605px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;">Była ładna pogoda. Świat obracał się wniwecz.</span></i></blockquote>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-80800986414484875942015-06-30T06:29:00.000-07:002016-01-30T08:03:55.736-08:00Blondyn w specjalnym typie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDuug0kxD4kmAyjlXxdgr8vVI1G6V47nxnnLI5Oy349COtXZbY7vnxVBLp3WJt2kLOGNfvkZeBcj-ghwkMOclXpOW9mN6BusrHxbUClivwwP3ljFMGRLrp3DAraS7V5L7FcrYp5vNuzfQ/s1600/352456-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDuug0kxD4kmAyjlXxdgr8vVI1G6V47nxnnLI5Oy349COtXZbY7vnxVBLp3WJt2kLOGNfvkZeBcj-ghwkMOclXpOW9mN6BusrHxbUClivwwP3ljFMGRLrp3DAraS7V5L7FcrYp5vNuzfQ/s200/352456-352x500.jpg" width="140" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Boris Akunin – znakomity autor
kryminałów historycznych (raczej: kostiumowych) – zaplanował serię o Erascie
Fandorinie na 16 tomów, ponieważ wyróżnił właśnie tyle podgatunków tego
gatunku. Faktycznie – zupełnie inaczej pisał Arthur Conan Doyle niż Agatha
Christie. Inaczej piszą skandynawscy autorzy i nasz Miłoszewski. Na sam ten
temat mógłby powstać bardzo ciekawy artykuł. Żyła kiedyś w Polsce bardzo
inteligentna kobieta – Irena Barbara Kuhn. Szerzej znana jako Joanna
Chmielewska. To, czym wyróżniają się jej książki, to poczucie humoru. Lepiej
nie czytać ich w miejscu publicznym, chyba że komuś nie przeszkadza to, że
wszyscy będą na niego patrzyli, kiedy nagle będzie wybuchał śmiechem.</span></div>
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><o:p></o:p></span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Romans
wszech czasów </i>zawiera wszystkie cechy, które książki Chmielewskiej powinny mieć:
opiera się na świetnym pomyśle fabularnym i niesamowitych postaciach. Do
realnego świata wdzierają się rzeczy niemożliwe, a zwroty akcji przyprawiają o
zawroty głowy. Czytając książkę można zapomnieć, że czyta się cokolwiek i
całkowicie wniknąć do wykreowanego świata, wyświetlając sobie w głowie książkę,
jakby oglądało się film. Bo książki Chmielewskiej mają do siebie to, że są
bardzo plastyczne, ale raczej przez szybkie tempo akcji niż konkretne opisy
postaci czy miejsc. Cecha to bardzo pozytywna, bo pozwala na samodzielne
wykreowanie sobie tego (u mnie chodzi bardziej o scenografię, którą widzę w
najdrobniejszych szczegółach, bohaterowie mają tylko delikatne zarysy).<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Joanna, główna bohaterka, dostaje
propozycję nie do odrzucenia – przynajmniej tak się wydaje. Ma wziąć udział w
miłosnej aferze, a zdecydowanie je uwielbia (nie tylko w tej książce
Chmielewska daje temu wyraz) – zastąpić żonę pewnego mężczyzny, kiedy ta
wyjedzie na miłe wczasy, żeby pogruchać ze swoim amantem. Nic prostszego, jak
się na początku wydaje: przebrać się w ciuchy żony (Barbary), nałożyć na
jednego zęba czarne mazidło i nosić perukę. Poinformowana została, że może
pozwolić sobie na dowolnie dziwne zachowania, bo mąż i tak przez ostatnie
tygodnie został do tego przyzwyczajony przez Basieńkę. Ich pierwsza
konfrontacja dowodzi, że jest to rzeczywiście prawda. Joanna, nie mogąc znaleźć
kluczy do mieszkania, włazi do niego przez okno (z czym nigdy nie miała problemów).
Mąż ma do niej tylko jedno pytanie:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;">-
Tego… hm… wychodzisz czy wracasz?...</span></i></blockquote>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Komedia omyłek dzieje się tak przez
cały czas, aż okazuje się, że największą omyłką jest mąż. Nie chcę zdradzać
szczegółów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: right; margin-left: 1em; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEBgwzAJnr9iASDhvuF1SOMf5HwlNBjzt7Urjp8pSoCtdXE5qV_Bs0dsiOfDZ6MBj9F6hucVNcbR5Pus2jaUur-YRvfMq2eznF4VhawddogQ5cVyaG6IYf1arzc8oZWnQuWbXUGdxpWII/s1600/pobrany+plik+%25281%2529.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEBgwzAJnr9iASDhvuF1SOMf5HwlNBjzt7Urjp8pSoCtdXE5qV_Bs0dsiOfDZ6MBj9F6hucVNcbR5Pus2jaUur-YRvfMq2eznF4VhawddogQ5cVyaG6IYf1arzc8oZWnQuWbXUGdxpWII/s1600/pobrany+plik+%25281%2529.jpg" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Joanna Chmielewska</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">W międzyczasie do fabuły wplątuje się
zjawiskowy blondyn – wprost z marzeń Joanny, ale na pewno prawdziwy. Nie
wiadomo, jak to w zasadzie możliwe. Robi wszystko to, co przez wiele lat
heroina dodawała do opisu jego postaci (sprawności sportowe i podobne, wśród
nich na przykład pilotowanie pojazdów latających), a nawet ma na imię Marek.
Chyba każda z nas chciałaby znaleźć tego, którego sobie wymyśliła. Ach, okrutny
losie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Sprawa kryminalna jest związana z
antykami i dziełami sztuki. Znów nie mogę powiedzieć zbyt dużo. Jest na pewno
bardzo dużo niewiadomych, na przykład: kim jest kacyk? który po raz pierwszy
pojawia się w następującym dialogu:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;">- Są tu kury? – spytał niegrzecznym
tonem.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">Szaleństwo zakotłowało się we mnie. Co
za bydlę jakieś, budzi mnie o wpół do szóstej rano, żeby pytać o kury!!!</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- Nie – warknęłam, usiłując zamknąć
drzwi. Facet je przytrzymał.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- A co? – spytał niecierpliwie.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- Krokodyle – odparłam bez namysłu,
bliska uduszenia go gołymi rękami.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">Antypatyczny gbur jakby się zawahał.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- Angorskie? – spytał nieufnie.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">Tego było dla mnie doprawdy za wiele.
O wpół do szóstej rano angorskie krokodyle…!!!</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- Angorskie – przyświadczyłam z furią.
– Wyją do księżyca.</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- Marchew jedzą?</span></i><i><span style="font-family: inherit;">- Nie, nie jedzą! Trą na tarce! O co,
u diabła, panu chodzi?!</span></i><i><span style="font-family: inherit;">Facet wydawał się niewzruszony.</span></i><span style="font-family: inherit;"><i>-
Miały być angorskie króle – oświadczył z niezadowoleniem. – Proszę. To dla
kacyka. Trzeba mu odnieść jak najprędzej. Maciejak tu mieszka?</i></span></blockquote>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Joanna razem ze wspólnikiem, którego
zdobywa w czasie akcji powieści (nie chodzi o blondyna!), łamie sobie głowę podobnymi
zagadkami. Nic nie jest takie, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Wszystko to
udekorowane jest dialogami i sytuacjami podobnymi do tej z przykładu.
Chmielewska w swojej najlepszej formie, znanej choćby z <i>Lesia </i>(chociaż, oczywiście, jego nie przebije nic).</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<span style="line-height: 115%;"><span style="font-family: inherit;">Każda
książka Joanny Chmielewskiej zaskakuje nowym pomysłem i jego realizacją. Nie da
się chyba zbyt przyzwyczaić do jej poczucia humoru – zawsze będzie zaskakiwało
i niebezpiecznie wywoływało salwy śmiechu. Nie neguję ani trochę nowych
książek, wśród których jest mnóstwo naprawdę świetnych (patrz: dzieła
wspomnianego na początku Borisa Akunina), ale te stare też mają czar i warto
spojrzeć czasem do biblioteki rodziców i dziadków.</span></span>Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-49261644603652936932015-06-24T15:20:00.001-07:002016-01-30T08:06:32.982-08:00Imię? O, Jezu Chryste!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJMmmuY-sVmXBTfV1q04axlizgsI9Gt7eY1-MSkBIxUiV74oKswiYiwDtOla-IgnoC0cXGxQMca_mTHPFcoiuZ22dWS8JgVW_pev5IAgGkLKT8zNOTvWEkitPcmSyvmd374uSDkmZA0UE/s1600/7358910.3.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJMmmuY-sVmXBTfV1q04axlizgsI9Gt7eY1-MSkBIxUiV74oKswiYiwDtOla-IgnoC0cXGxQMca_mTHPFcoiuZ22dWS8JgVW_pev5IAgGkLKT8zNOTvWEkitPcmSyvmd374uSDkmZA0UE/s200/7358910.3.jpg" width="137" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Niedawno na moich zajęciach
kinowych próbowałam odpowiedzieć, dlaczego właśnie <i>Ostatnie tango w Paryżu</i> jest moim ulubionym ze wszystkich filmów,
jakie widziałam do tej pory. Wydaje mi się, że nie powiedziałam wtedy
wszystkiego, co mogłam, co wiedziałam i co myślałam. Niniejszym więc spróbuję
to uzupełnić.</span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Dobrych kilka lat temu
postanowiłam pójść do kina wraz z początkiem nowego roku akademickiego. Odkryłam wtedy, że małe wrocławskie kina
przestały istnieć, połączyły się w jedno – DCF (który teraz jest moim ukochanym
kinem). Nie powiem, żeby wtedy mi się to spodobało, jakkolwiek w małym kinie we
Wrocławiu, póki istniały, byłam tylko raz, to jednak nie podobał mi się pomysł,
żeby pójść do multipleksu, bo tak wtedy myślałam o kinach kilkusalowych –
bardzo błędnie! Ale o tym innym razem. Wybór padł na dzieło Bernarda
Bertolucciego z 1972 roku.</span><br />
<a name='more'></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Potrafię sobie łatwo przypomnieć
tytuł dowolnego filmu, w którym nie ma scen erotycznych. Jeszcze łatwiej
wymienię tytuł dowolnego filmu nie-erotycznego, w którym sceny są podane o
wiele bardziej wprost niż w <i>Ostatnim
tangu…</i> W obecnym zalewie pozycji erotycznych – książkowych i filmowych –
film Bertolucciego mógłby zniknąć jako nieprzydatny, nieinteresujący zabytek.
Nie da się ukryć, że zabytkiem jest. Mogłabym walczyć jak młoda lwica, że nie,
że wciąż jest filmem lubianym, popularnym i tak dalej, ale wiem, że to
nieprawda. Pewna jest inna rzecz: mimo wszystko wciąż jest filmem ważnym.
Teraz, z perspektywy czasu, jesteśmy w stanie zobaczyć to jeszcze lepiej niż
kiedy wchodził do kin.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="background: white;">„Przełom
w filmie wreszcie nastąpił. Bertolucci i Brando odmienili oblicze jednej z
dziedzin sztuki”</span> pisała Pauline Kael, która była jednym z
najważniejszych krytyków filmowych w historii. No cóż, nie do końca stało się
tak, jak przewidziała. Film rzeczywiście zachęcił innych twórców do większej
odwagi, ale nie był początkiem mody na artystyczne kino erotyczne. O ile więc <i>Ostatnie tango… </i>pod pewnymi względami
jest kinem nowatorskim, o tyle nie jest początkiem żadnego gatunku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt4J68WU6mfZ85kRMsPLyOLHdlctZr_eZNT_niJugHr67E-NLlBBJABip66HNmWY__aXPnxkPJm2ibnxDyi6W07oeytGvAfAIjvx9GaV9awYsZZ0Z6XboC1fyaKyam0K1zq48KzpPR07s/s1600/274048.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjt4J68WU6mfZ85kRMsPLyOLHdlctZr_eZNT_niJugHr67E-NLlBBJABip66HNmWY__aXPnxkPJm2ibnxDyi6W07oeytGvAfAIjvx9GaV9awYsZZ0Z6XboC1fyaKyam0K1zq48KzpPR07s/s320/274048.1.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Marlon Brando i Bernardo Bertolucci</td></tr>
</tbody></table>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Bertolucci mówił, że film
ucieleśnia jego wizję seksu z nieznajomą kobietą, co kiedyś wyśnił lub
wymarzył. Przeniósł ją na ekran: Paul (Marlon Brando) przypadkiem chce wynająć
ten sam pokój, co Jeanne (Maria Schneider), w ten sposób zaczyna się między
nimi dziwaczny romans, w którym zasada jest jedna – nic, co dzieje się poza tym
pokojem ma się nie dostać do niego i odwrotnie, nic nie może się z niego
wydostać. Nie ma w nim imion, żadnych danych. Jest tylko dziwny seks, na którym
opiera się relacja.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Mimo to obie postacie mają
prawdziwe życie poza pokojem. Żona Paula właśnie popełniła samobójstwo, czego
ten nie może zrozumieć. Jeanne jest związana z młodym reżyserem nowofalowym,
który kręci film w gatunku cinema-verité, co Bertolucci fantastycznie
przedstawił, jednocześnie lekko i ciepło się z tego naśmiewając. Paul i Jeanne
miotają się, nie wiedzą, czego rzeczywiście chcą. Przeżywają bardzo silne
emocje, które odreagowują na spotkaniach. Właśnie o tym jest ten film – o
niemożliwości znalezienia się we własnym życiu. To, co dzieje się w pokoju jest
równie ważne, jak to, co dzieje się poza nim.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Siła scen erotycznych
filmu zestarzała się, teraz prawie w każdym filmie można zobaczyć nagość i seks
odgrywany tak, że wygląda, jakby aktorzy naprawdę go uprawiali (może nawet to
robią). Nie zestarzała się jednak moc słów wypowiadanych w czasie przynajmniej
jednej z nich, kiedy to Paul prosi Jeanne, żeby obcięła sobie paznokcie u rąk i
wsadziła mu palce. Pyta ją wtedy o możliwie najobrzydliwsze rzeczy. Chwilkę
wcześniej wyznała mu miłość. Tego typu scen – niekoniecznie związanych z seksem
– jest w filmie sporo, a największe wrażenie robi chyba monolog Paula
skierowany do jego, leżącej na katafalku, żony. I to właśnie jest jeden z
powodów, dla których kocham ten film.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0EZovXpY7Q8VUfA1ZLMtWH5xGCwvh7mXCNAG2_5LaX0adSJhSB9lcjAvA-1RnE7WQ9fXf929hImmK9zwcvwholXQZLKNTwePpc3k4wRe78WOsdLavTTmOTU7kDq8FJvIIYXqj8z43U4Q/s1600/274030.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0EZovXpY7Q8VUfA1ZLMtWH5xGCwvh7mXCNAG2_5LaX0adSJhSB9lcjAvA-1RnE7WQ9fXf929hImmK9zwcvwholXQZLKNTwePpc3k4wRe78WOsdLavTTmOTU7kDq8FJvIIYXqj8z43U4Q/s320/274030.1.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Nie znoszę skaczącej
kamery, mam wrażenie, że całe mnóstwo dzisiejszych operatorów nie potrafi jej
położyć na statywie, a jeśli porusza się po torach, to owe tory są chyba na
polskich drogach. Więcej, jeszcze bym zniosła kamerę z ręki, ale ja mam
wrażenie, że dzisiaj trzęsie się statywem. To kolejny powód, dla którego
pokochałam <i>Ostatnie tango… </i>Kamera
przede wszystkim nie drży. Zdjęcia są wspaniałe i różnorodne, często bazują na
zbliżeniach, skupiając się na twarzach poszczególnych aktorów, a więc można
zobaczyć ich braki umiejętności: w tym przypadku brak braków. Jednym z
elementów filmu, które są dla mnie najważniejsze, jest scenografia – czy to ta
stworzona w studio, czy plenery. To też urzeka mnie w tym filmie: mój ukochany
Paryż i wspaniałe mieszkanie, w którym spotykają się Paul z Jeanne.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-z-1O32CzuLM4uD3Y7EB6a2xN9IK6i4KsZhq_QNUGBIxGeAH2XVKRT3uzehC7TFkldC4g62VdQzdKRqHO1TH26-B2o1IpmBVT6u6A9v74w4A-uCABLQWS1b-AaNgVARk0m-mD2kUGZ0U/s1600/427922.1.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-z-1O32CzuLM4uD3Y7EB6a2xN9IK6i4KsZhq_QNUGBIxGeAH2XVKRT3uzehC7TFkldC4g62VdQzdKRqHO1TH26-B2o1IpmBVT6u6A9v74w4A-uCABLQWS1b-AaNgVARk0m-mD2kUGZ0U/s320/427922.1.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Można się domyślić, że film miał
problemy z cenzurą i domysł będzie prawidłowy. Reżyser i dwójka głównych
aktorów została postawiona przed sądem w Bolonii i skazana za rozpowszechnianie
pornografii. Bertolucci mówił, że z jednej strony czuł się jak bojownik, ale z
drugiej – człowiek drugiej kategorii, stracił bowiem na pewien czas prawo do
głosowania. W Stanach film został opatrzony znaczkiem „X”, co oznacza, że mogli
go oglądać tylko dorośli. Dopiero w 1997 roku kategorię zmieniono na „NC-17”
(pod żadnym pozorem przed 17. urodzinami). Co ciekawe, to to, że film był
nagradzany i nominowany zaraz po premierze, mimo kontrowersji: Marlon Brando miał
szanse na Oscara i nagrodę BAFTA jako najlepszy aktor, a Bernardo Bertolucci –
Oscara i Złoty Glob za reżyserię.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Nie sądzę, żeby udało mi się powyżej
wymienić wszystkie powody, dla których uważam ten film za mój ulubiony. Jest
też coś podskórnego, co sprawia, że z pewnymi rzeczami czujemy związek, a na
pytanie „dlaczego?” możemy dawać setne odpowiedzi, a nigdy tego czegoś nie
nazwiemy. Jestem przekonana, że w tym przypadku też tak jest. Scenografia i mój
ulubiony aktor to nie wszystko. </span><span lang="FR"><span style="font-family: inherit;">On va danser le
dernier tango à Paris. Une fois, deux fois, plusieurs fois.</span><o:p></o:p></span></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-20136898136372291972015-06-22T06:19:00.004-07:002016-01-30T08:13:44.602-08:00Kobieta, czyż nie?<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_KtvEtWw5bxGGrFUSfk0x5WMRqEnfH8-5e-SSMPCAKGIk_oIo1F5cudxYWrDUNih5hF7S1sGXqgGvkwzCc8WdoID7TQGNYMIiJSpZLD3y2ftvx8IaJ0-PmS_3rjJqH5_WkE0Ul9qoPHs/s1600/prevost-historia-manon-08-13-213x300.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_KtvEtWw5bxGGrFUSfk0x5WMRqEnfH8-5e-SSMPCAKGIk_oIo1F5cudxYWrDUNih5hF7S1sGXqgGvkwzCc8WdoID7TQGNYMIiJSpZLD3y2ftvx8IaJ0-PmS_3rjJqH5_WkE0Ul9qoPHs/s200/prevost-historia-manon-08-13-213x300.jpg" width="142" /></a></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Bywa, że najkrótsze książeczki stają się wzorami, zapoczątkowują coś, przechodzą do historii literatury i na ich podstawie powstają inne działa. Już wypełnienie jednej z wymienionych rzeczy jest dużą zasługą, ale istnieją takie książki, które spełniają je wszystkie, na przykład <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Historia Manon Lescaut i kawaleria des Grieux </i>(zwana też <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Historią Manon Lescaut </i>albo po prostu <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Manon Lescault</i>) Atoine’a Prévosta. Wystarczy wspomnieć, że w XIX wieku powstały dwie opery opowiadające tę historię i obie osiągnęły sukces, a dzieliło je niecałe 10 lat. Pierwszą napisał Francuz, Jules Massenet, a drugą – Włoch, Giacomo Puccini i był to jego pierwszy wielki sukces. Na tym się jednak nie skończyło, bo już w XX wieku do tego źródła sięgnął Serge Gainsbourg, tworząc może najbardziej przejmującą piosenkę w swojej twórczości: <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Manon. </i>Istnieje także film Henriego-Georgesa Clouzota <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Manon</i>, który przenosi akcję do czasów drugiej wojny światowej.</span></div>
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><span id="more-461" style="border-color: initial; border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border-style: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"></span><br /></span>
<br />
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Nad tekstem pochylało się też wielu badaczy, wśród nich Gustave Lanson i Paul Tuffrau w swojej <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Historii literatury francuskiej w zarysie. </i>Przedmowę do polskiego wydania napisał Tadeusz Boy-Żeleński, także tłumacz książki, jedna z postaci, które najbardziej przyczyniły się do tego, że literatura francuska jest znana w Polsce. Jego wstęp bardzo pomaga zrozumieć książkę, która była antykiem już kiedy on się nią zajmował (po raz pierwszy została wydana w 1731r.). Dowiadujemy się z niego ważnych informacji o samej książce, percepcji jej stylu, ale też o autorze, co jest dla <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Manon Lescaut </i>istotnym dopełnieniem.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><a href="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/abbe_prevost.jpg" style="border: 0px; color: #bf4d28; margin: 0px; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><img alt="abbe_prevost" class="alignleft wp-image-464 size-medium" src="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/abbe_prevost-247x300.jpg" height="300" style="-webkit-transition: all 0.3s ease-in-out; border: none; box-sizing: border-box; display: inline; float: left; height: auto; margin: 4px 24px 12px 0px; max-width: 100%; opacity: 0.99; padding: 0px; transition: all 0.3s ease-in-out; vertical-align: baseline;" width="247" /></a>Antoine Prévost był duchownym, ale nie prowadził uporządkowanego życia księdza czy zakonnika. Urodził się w 1697 roku na północy Francji, w wieku 16 lat został przyjęty do jezuickiego nowicjatu w Paryżu, ale w 1717 wstąpił do wojska, potem wrócił do zakonu i znów do wojska, żeby następnie przyjąć święcenia kapłańskie w zakonie benedyktynów w Paryżu. Zaczął w końcu zajmować się rzeczami, którymi powinien w zgodzie z powołaniem: studiował filozofię, wykładał, pracował naukowo i był bardzo dobrym kaznodzieją. Mogło tak już zostać, gdyby tylko nad charakterem Prévosta górę wzięły obowiązki. Okazało się jednak wkrótce, że musi z pewnych przyczyn szukać schronienia w Anglii, gdzie został przyjęty bardzo serdecznie. Chociaż nie został w niej na zawsze, bo podróżował jeszcze do Holandii, Belgii i Niemiec żeby ostatecznie wrócić do Francji, to dostarczyła mu bogatego materiału do książek. Założył także pismo <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Za i przeciw</i>, które informowało Francuzów o sprawach angielskich. W końcu miał dość swoich przygód i zaczął mieszkać spokojnie na francuskiej wsi, gdzie umarł w 1763r.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Prévost pisał książki i tłumaczył je z angielskiego, wszystkiego razem jest prawie sto. Jednak z całej bujnej twórczości teraz w zasadzie znana jest tylko jedna pozycja – omawiana <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Manon Lescaut </i>właśnie. W swoich czasach był bardzo poczytny, ale już Boy pisze o tym, że do jego czasów przetrwała tylko <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Manon Lescaut</i>. Istnieją do tej pory czytane książki z XVIII wieku, a nawet wcześniejsze, a jednak większość została zapomniana. Te, które zostały, muszą mieć w sobie coś wyjątkowego.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Treść książki Prévosta zdecydowanie przeważa nad jej skromną formą. Uczucia i zachowania są najszczersze przez pewną sprzeczność – przez to, że w zasadzie nie są opisywane. Autorowi udało się je ukazać przez ich bezpośrednie przeżywanie przez narratora pierwszoosobowego – kawalera des Grieux. Podobnie charakter postaci w zasadzie nie jest nazywany, opinię o nim wyrabiamy sobie na podstawie ich zachowań. Dlatego w książeczce, która ma niewiele ponad 100 stron jest zawarte tyle, ile niektórzy pisarze nie potrafiliby ująć na podwójnej ilości.</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: white; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 23.7999992370605px;"> Wybuch ten przeraził ją tak, iż wciąż klęcząc w pobliżu krzesła, z którego wstałem, patrzała na mnie drżąc i nie śmiejąc oddychać. Uczyniłem kilka kroków ku drzwiom, odwracając głowę i nie odrywając oczu od Manon. Ale trzeba by stracić wszelkie uczucia ludzkości, aby być z kamienia wobec tylu uroków.</span></blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Manon stała się symbolem pewnego typu kobiety: trzpiotowatej, naiwnej, niewiernej dla zabawy i raniącej najbliższych raczej nieświadomie niż z wyrachowania. Bardzo dobrze określił to Maupassant:</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: white; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 23.7999992370605px;">Oto Manon Lescaut – najprawdziwsza kobieta, jaką kiedykolwiek stworzono; naiwnie zepsuta, kochająca, odrzucająca, sprytna, niebezpieczna i urocza. W tę postać tak pełną pokusy i wrodzonej przewrotności pisarz wcielił, zda się, wszystko, co może być najbardziej wdzięcznego, pociągającego i haniebnego w istocie niewieściej.</span></blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Manon potrafi bawić się innymi osobami, używając ich wyłącznie do swoich celów.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Jaka jednak w rzeczywistości jest Manon, czy kogoś kocha, czy faktycznie wszystko, co robi złego, wynika u niej z naiwności – nie wiadomo. A to z tego powodu, że opowieść przedstawiona jest z punktu widzenia mężczyzny, który bardzo ją kochał i towarzyszył we wszystkich przygodach – kawalera des Grieux. Pozwala nam poznać przewrotność swojej kochanki, ale jednocześnie ją zasłania, tłumaczy. Zabieg Prévosta jest genialny i na pewno on też przyczynił się do unieśmiertelnienia powieści.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
</div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><a href="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/manon_inn.jpg" style="border: 0px; color: #bf4d28; margin: 0px; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><img alt="manon_inn" class="alignright wp-image-465 size-full" src="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/03/manon_inn.jpg" height="259" style="-webkit-transition: all 0.3s ease-in-out; border: none; box-sizing: border-box; display: inline; float: right; height: auto; margin: 4px 0px 12px 24px; max-width: 100%; opacity: 0.99; padding: 0px; transition: all 0.3s ease-in-out; vertical-align: baseline;" width="175" /></a>Książka raczej archaiczna zaskakuje swoją świeżością. Opisane przygody nie zdarzą się już w naszym, zachodnim świecie, ale uczucia przeżywane przez kawalera zawsze były przeżywane w ten sam sposób, nadal są i będą zawsze. Owszem, wrażliwość ludzi z XVIII wieku i ich naiwość wydają się już odległe, dzisiejsi ludzie są jakby twardsi, nie rzucają się po łóżkach i nie spędzają pół roku w pokoju, myśląc tylko o utraconej miłości (a może jednak?), ale zdecydowanie są stany niezmienne. Ten cytat mógłby pojawić się w tekście z każdych czasów:</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: white; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 23.7999992370605px;">Ogół ludzi wrażliwy jest jedynie na kilka namiętności, w których trawi się ich życie i do których sprowadza się cała ich istota. Odejmijcie im miłość i nienawiść, rozkosz i cierpienie, nadzieję i obawę, nie będą czuli nic.</span></blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"> </i>Nikt wcześniej nie pisał o miłości w pewien sposób, Prévost jest zdecydowanym nowatorem. Książka jest bardzo żywa, prawdziwa, czuć aż emocje targające kawalerem. Wcale nie dziwię się, że ludzie w XVIII wieku zaczytywali się w jego dziełach.</span></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-46459628860885285872015-06-12T12:12:00.003-07:002016-01-30T08:21:27.328-08:00Dom z książek<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYbVQeYz2ujE0Y0O2huBsmeNeoufk4E1b7Q2Jw9X4dDKlkASfa2SJ6OxT9ovsg_jhzNFAYDJw9pBWztjsv6-WybmDERSB6E2eQPDJxZxmF1qaKlpQ9l7xCNTKTc1jfpQ1k4vUmwP0x_D8/s1600/352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; font-family: Georgia, 'Times New Roman', Times, serif; font-size: 14px; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYbVQeYz2ujE0Y0O2huBsmeNeoufk4E1b7Q2Jw9X4dDKlkASfa2SJ6OxT9ovsg_jhzNFAYDJw9pBWztjsv6-WybmDERSB6E2eQPDJxZxmF1qaKlpQ9l7xCNTKTc1jfpQ1k4vUmwP0x_D8/s200/352x500.jpg" width="117" /></a><span style="font-family: inherit;">Nie jestem typem czytelnika, który potrafi przeczytać całą książkę na raz. Najczęściej zajmuje mi to około tygodnia-dwóch, w zasadzie niezależnie od tego, czy książka mi się podoba, czy nie (chyba że budzi we mnie wyjątkowy zachwyt, ale to się zdarza raczej rzadko). Niestety, podobnie jest nawet z niepełnoprawnymi książkami, które są raczej opowiadaniami. Używając słowa „niepełnoprawne”, nie uderzam w ich walory stylowe czy treściowe, ani nawet wizualne, które czasami są naprawdę wysokie, nawet wyższe od grubych tomiszczy. Chciałabym, żeby każdy podarunek, który komuś daję był taką perełką jak <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Dom z papieru</i> Carlosa Marii Domingueza.</span><br />
<a name='more'></a><span id="more-493" style="border: 0px; font-family: inherit; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;"></span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Książka o książkach to dla książkomaniaków gratka podwójna, zwłaszcza, jeśli te książki, które są opisane, wokół których toczy się akcja, to dzieła same w sobie, pozycje, ważne, uznane, interesujące i zaczytywane. Nie czytałam jeszcze <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Smugi cienia </i>Josepha Conrada (więcej – nie czytałam jeszcze nic tego autora!), ale Carlos Maria Dominguez skutecznie mnie do tego zachęcił swoim <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Domem z papieru. </i>Skoro jakaś książka zasłużyła na to, żeby stać się bohaterką innej, to coś musi w niej być, a w tym przypadku jestem o tym zupełnie przekonana.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Dominguez – argentyński pisarz i dziennikarz – jest w Polsce znany tylko dzięki opisywanej nowelce, nie ma własnej strony na polskiej Wikipedii (ma ją na Wikicytatach), na lubimyczytać.pl także pojawia się jedynie <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Dom z papieru</i>, choć na stronie często bywają także oryginalne wydania książek. Angielska Wikipedia podaje więcej książek autora i listę zdobytych przez niego nagród. Skoro jego teksty są nagradzane, a <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Dom z papieru </i>był tak interesujący, to szkoda, że nie mamy dostępu do niczego więcej w naszym języku.</span></div>
<div class="wp-caption alignright" id="attachment_496" style="background: rgb(238, 238, 238); border: 0px; color: #333333; display: inline; float: right; font-size: 16px; line-height: 18px; margin: 4px 0px 20px 24px; max-width: 100%; padding: 0px; text-align: center; vertical-align: baseline; width: 310px;">
<a href="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/04/e9bb8b05025483ff3b78a2fa7793f211.jpg" style="border: 0px; color: #bf4d28; margin: 0px; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><img alt="800px-Carlos_María_Domínguez" class="wp-image-496 size-medium" src="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/04/e9bb8b05025483ff3b78a2fa7793f211-300x225.jpg" height="225" style="-webkit-box-shadow: none !important; -webkit-transition: all 0.3s ease-in-out; border: none !important; box-shadow: none !important; box-sizing: border-box; height: auto; margin: 0px; max-width: 100%; opacity: 0.99; padding: 0px; transition: all 0.3s ease-in-out; vertical-align: baseline; width: 310px;" width="300" /></span></a><br />
<div class="wp-caption-text" style="border: 0px; line-height: 1.5em; padding: 3px 5px 5px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Carlos Maria Dominguez</span></div>
</div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Na początku opowiadania ginie młoda wykładowczyni z Uniwersytetu w Cambridge, Bluma Lennon. Potrąca ją samochód, kiedy idzie zaczytana w wierszach Emily Dickinson (potem okaże się, że najważniejszy bohater, który nie pojawia się w opowieści ani razu, przewidział to). Wykłady przejmuje po niej jej kolega, który kilka dni po jej śmierci odbiera przesyłkę adresowaną do Blumy – to egzemplarz <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Smugi cienia</i>, cały pobrudzony cementem. Od kogo była ta przesyłka bez nadawcy i skąd wziął się brud na czymś, co literaturoznawcy i inni wielbiciele książek zwykle traktują z nabożnym szacunkiem? Tego postanawia się dowiedzieć główny bohater, będący jednocześnie narratorem opowiadania.</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: white; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 23.7999992370605px;">Carlosowi, tę powieść, która towarzyszyła mi od lotniska do lotniska, na pamiątkę szalonych dni w Monterrey. Przykro mi, że jestem trochę czarownicą i jak powiedziałam na początku: nigdy nie zrobisz nic, co by mnie zaskoczyło. 8 lipca 1996.</span></blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Tak brzmi dedykacja, którą Bluma napisała na egzemplarzu książki powierzonej tajemniczemu Carlosowi, który teraz ją jej odesłał, nie wiedząc, że adresatka nie żyje. Teraz celem narratora będzie poznanie losów tej dziwnej przesyłki i dziwnej znajomości. W tym celu z Anglii pojedzie do Urugwaju. Cała podróż poświęcona będzie książkom – narrator będzie się spotykał z kolekcjonerami i antykwariuszami, rozmawiał z nimi o prowadzeniu katalogów, sposobach trzymania książek i podobnych rzeczach. Nie ma przy tym wrażenia, że wypowiedzi na te tematy zostały do fabuły doklejone, wręcz przeciwnie – zostały w nią zgrabnie wplecione.</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: white; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 23.7999992370605px;">Były ich setki, może tysiące, wewnątrz szaf bibliotecznych. Przez pewien czas stosował odymianie, które zlecał co pół roku, a przynajmniej raz na rok. Rybiki zaczęły mu niszczyć ważne dzieła. Powstrzymał je, owszem, ale całkowicie ich nie wyplenił. Używał desek z nieklarowanego drewna, a jego niemłoda już sprzątaczka, której nie miał serca odprawić, dawno temu przestała docierać po drabinie di gniazd moli.</span></blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Literatura iberoamerykańska jest bardzo specyficzna ze swoim realizmem magicznym, metafizyką, pewną tajemnicą. U tamtejszych pisarzy realizm jakby się rozpływa, staje się miękki, jakby na kamerę nałożono przesłonę, a magia wydaje się prawdziwsza, mniej zaskakująca, oczywistsza. Są jednocześnie duszne i pełne powietrza – przykładem niech będą dzieła Marqueza i Cortazara. Przykładem może być też <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Dom z papieru</i>. To opowiadanie nie mogłoby pochodzić od autora z innego kontynentu. Pomysł owszem, ale na pewno nie styl. W sposób wręcz fizyczny daje się odczuć klimat Urugwaju. Tamtejszą duchotę i gorączkę.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Dom z papieru </i>fascynuje, czaruje. Sprawia, że chcielibyśmy posiadać dom pełen książek (jak się okazuje można to rozumieć na dwa sposoby, ale o tym drugim raczej nikt nie marzy). Na świecie istnieje zupełnie niepoliczalna ilość tytułów, nie podejmuję się nawet pomyślenia o tym, jak nazwać określającą je liczbę. Wydawałoby się, że napisane zostało już wszystko i nic nie może zdziwić. Czy jednak na pewno?</span></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-22283589513304679682015-06-12T12:01:00.002-07:002016-01-30T08:23:49.980-08:00Jeż bez kolców<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw9fXc_h9kezHTsQO0PmAHoGARhEawJfQM5wUBfGHZlB5KmpVlpWO8RyR1tCyj3BOtW-zVxbaDEZoNv7AiuAJsPdgHIBCjBi0uJoYILbN4uwVf6o8zl6v9l723WWt28hADno6ns3MC_Sw/s1600/mas%25C5%2582owska.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; font-family: Georgia, 'Times New Roman', Times, serif; font-size: 14px; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw9fXc_h9kezHTsQO0PmAHoGARhEawJfQM5wUBfGHZlB5KmpVlpWO8RyR1tCyj3BOtW-zVxbaDEZoNv7AiuAJsPdgHIBCjBi0uJoYILbN4uwVf6o8zl6v9l723WWt28hADno6ns3MC_Sw/s200/mas%25C5%2582owska.jpg" width="123" /></a><span style="font-family: inherit;">Podchodziłam do Masłowskiej jak do jeża. Wydawało mi się, że ma kłujące kolce, którymi wywołuje skandale i w zasadzie o to chodzi w jej twórczości. Wiedziałam, że kiedyś musi nastąpić ta chwila, kiedy się zapoznam z jej twórczością, ale odwlekałam to w czasie najbardziej, jak tylko mogłam. W końcu dłużej się nie dało, znalazłam w bibliotece jej ostatnią książkę, <i style="border-image-outset: initial; border-image-repeat: initial; border-image-slice: initial; border-image-source: initial; border-image-width: initial; border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Kochanie, zabiłam nasze koty</i>, i postanowiłam wypożyczyć, pełna obaw, że absolutnie, pod żadnym pozorem, na pewno mi się nie spodoba.</span><br />
<a name='more'></a></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">No i nie miałam racji w najprzyjemniejszy chyba sposób, jaki może istnieć. Każdy lubi pozytywne rozczarowania, a właśnie to tym razem mnie czekało. Spodziewałam się szczeniackiego rzucania mięsem na każdej stronie bez celu i potrzeby, a dostałam dojrzałą książkę postmodernistyczną, przemyślaną, znakomicie napisaną i z ciekawym pomysłem. Znów styl tworzył książkę, a treść była mu podporządkowana, ile już recenzji napisałam książek, w których takie właśnie były proporcje? Chociaż widać to w tej książce dość jaskrawo, to jednak myślę, że nikt nie musi uciekać – nie ma strachu przed przegadaniem, treść jest równie interesująca, jak styl.</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: justify; vertical-align: baseline;">
<div style="border: 0px; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: start; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: transparent; font-style: italic; line-height: 1.7em;">Jej uwaga wyraźnie wzbudziła jego podejrzliwość.</span><span style="background-color: transparent; line-height: 1.7em;"> </span></span></div>
<div style="border: 0px; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; text-align: start; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: transparent; font-family: inherit; font-style: italic; line-height: 1.7em;">– Dlaczego właściwie uważasz, że to zabawne?</span></div>
<div style="border: 0px; font-style: italic; line-height: 1.7em; padding: 0px; text-align: start; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">– Mój bratanek, on też go uwielbia. A generalnie to… jak leci?</span></div>
</blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Gdzieś, najprawdopodobniej w Stanach Zjednoczonych, mieszkają dwie przyjaciółki – Farah i Joanne, czyli Fah i Jo. Są ludźmi swoich czasów, którzy rodzili się zawsze i zawsze rodzić będą, a wszystko w nich było i będzie inne, niezmienne jest to, że przynależą do momentu, w którym świat zastały. To czas kształtuje je, a nie one czas. Czytają <i style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px; vertical-align: baseline;">Yogalife</i> i ćwiczą jogę tylko dlatego, że jest to akurat w modzie. Masłowska doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czym i jaki jest człowiek początku XXI wieku, pokazując go w całej rozciągłości i ze wszystkimi detalami, jednocześnie tworzy na niego zjadliwą satyrę. Może wynika to z jej zmęczenia jednakowością, zwłaszcza ludzi, którzy, chcąc się wyróżnić, idą w tę samą stronę, co wszyscy. Masłowska świetnie diagnozuje społeczeństwo, w którym żyje, nie jest to przy tym zbiorowy opis całej ludzkości, a jedynie pewnej jego części.</span></div>
<blockquote class="tr_bq" style="border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="background-color: white; font-family: inherit;"> <span style="font-style: italic; line-height: 23.7999992370605px;">Niemożliwością było, że Joanne to mówi! Tak jakby chciała dodać: „Och, ale co ty o tym możesz wiedzieć” albo „Od dziś będę używać tylko porównań albo odniesień do rzeczy, o których ty nie możesz mieć pojęcia” albo po prostu „Ale skąd miałabyś o tym wiedzieć, przecież ty nie… o spójrz tam!”, „Gdzie?”, „Za późno, Farah, za późno. A leciał śliczny ptaszek!”</span></span></blockquote>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Mimo tej jednakowości coś w człowieku musi pozostać osobne, czy to lubiane przez niego i dobre cechy czy złe – ja nigdy nie będę Tobą, a Farah nigdy nie będzie Jo. Ta druga znajdzie sobie faceta i będzie potrafiła się pobrudzić, uprawiać seks w kinie i po raz któryś mieć gdzieś zajęcia z jogi. Ta pierwsza zawsze będzie gruba i brzydka, z kiepską pracą i żelem przeciw bakteriom w torebce, a jedynym mężczyzną, który stanie na jej drodze okaże się przerażający chłopak z naprzeciwka, uzależniony od gier komputerowych i kompletnie niezwracający uwagi na wszystko, co się dookoła dzieje.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="wp-caption alignleft" id="attachment_523" style="background: rgb(238, 238, 238); border: 0px; color: #333333; display: inline; float: left; font-size: 16px; line-height: 18px; margin: 4px 24px 20px 0px; max-width: 100%; padding: 0px; text-align: center; vertical-align: baseline; width: 285px;">
<a href="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/05/pobrany-plik.jpg" style="border: 0px; color: #bf4d28; margin: 0px; padding: 0px; text-decoration: none; vertical-align: baseline;"><span style="font-family: inherit;"><img alt="pobrany plik" class="wp-image-523 size-full" src="http://przeczytalnik.pl/wp-content/uploads/2015/05/pobrany-plik.jpg" height="183" style="-webkit-box-shadow: none !important; -webkit-transition: all 0.3s ease-in-out; border: none !important; box-shadow: none !important; box-sizing: border-box; height: auto; margin: 0px; max-width: 100%; opacity: 0.99; padding: 0px; transition: all 0.3s ease-in-out; vertical-align: baseline; width: 285px;" width="275" /></span></a><br />
<div class="wp-caption-text" style="border: 0px; line-height: 1.5em; padding: 3px 5px 5px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Dorota Masłowska</span></div>
</div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Język książki jest przede wszystkim prawdziwy. Takim się posługujemy, tak konstruujemy zdania, Masłowska jedynie trochę to wyostrza w satyryczny sposób, ale to raczej pomaga w stworzeniu z książki jakby lustra, w którym możemy się przejrzeć. Część zdań się urywa, a inne są nieustającym bełkotem. Autorka potrafiła oddzielić język mówiony od pisanego i używać każdego z nich w odpowiednich partiach tekstu.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Bohaterowie także śpią i śnią. O oceanie i syrenach. Farah chce wyciągnąć korek z dna, żeby ocean przestał istnieć, w tym celu nurkuje i okazuje się, że jest w stanie wytrzymać pod wodą bardzo długo, może tam nawet rozmawiać z syreną. Mało jednak w opisach snu oniryzmu, choć ciężko mówić też o realizmie. Panuje raczej ciężka, przytłaczająca atmosfera. Syrena ma wielkie problemy ze skórą, włosami, ogonem, a winę za to ponosi działalność ludzka. Tekst jednak ani na moment nie przybiera tonu moralizatorskiego, co mogłoby książkę zgubić. Syrena jest chytra, skąpa, zupełnie antypatyczna, trudno życzyć jej dobrze.</span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="background-color: white; border: 0px; color: #333333; line-height: 1.7em; margin-bottom: 1em; padding: 0px; vertical-align: baseline;">
<span style="font-family: inherit;">Ostatecznie naprawdę dobrze bawiłam się przy czytaniu książki autorki, z którą nie chciałam mieć nic wspólnego. Interesujące jest to, jak wplotła samą siebie do fabuły, nie mogę więcej na ten temat powiedzieć, żeby nie odbierać czytelnikowi frajdy. Na pewno zrobię długą przerwę, nie wydaje mi się, żeby czytanie kilku książek Masłowskiej od razu po sobie było w moim przypadku dobrym pomysłem. To, że do niej wrócę, jest jednak pewne.</span></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-2160989521393690372015-06-07T13:08:00.002-07:002016-01-30T08:40:36.112-08:00Człowiek na poddaszu<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLGvyAaYNL5FXG14P8CmbDQxy5pfXjv3ITz-4ZsMZnz7ryyGvisXsHrqKUkkc6CMexr2ZuAf9cgl_PWt0LFBgSyvIdHHNQFOkYPtZqKNIKsqAqclFTMVPZaR8Z8jjsdqcxIWCXvOlA8mU/s1600/26-Poddasze.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="111" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiLGvyAaYNL5FXG14P8CmbDQxy5pfXjv3ITz-4ZsMZnz7ryyGvisXsHrqKUkkc6CMexr2ZuAf9cgl_PWt0LFBgSyvIdHHNQFOkYPtZqKNIKsqAqclFTMVPZaR8Z8jjsdqcxIWCXvOlA8mU/s200/26-Poddasze.jpg" width="200" /></a></div>
<span style="font-family: inherit;">Na poddaszu powstaje ruch. Człowiek,
który do tej pory błąkał się w poszukiwaniu najlepszego lokum dla siebie w
końcu znalazł miejsce, które go zainteresowało. Wdrapał się po starych,
drewnianych schodach, podszedł do okna i zaczął marzyć. To było jedno z jego
ulubionych zajęć. Postanowił wynająć pokój i umeblować go tak, żeby było mu
wygodnie, ale też tak, żeby podobało się jego gościom.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz_n3Xwe-QGs-8cJyEXM2dUo2cn26jANTc9qoodlMsQJfuU0e8yaihXQnmyXqVZ3FLbv6YJeNW0aCa-u6BU9I5L4mFPr8Ta4NAgzANpg_GdF9-ji5SvDdHt7Cu8nHazde_R4xTWsfM9Vw/s1600/wzorek+-+1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="70" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz_n3Xwe-QGs-8cJyEXM2dUo2cn26jANTc9qoodlMsQJfuU0e8yaihXQnmyXqVZ3FLbv6YJeNW0aCa-u6BU9I5L4mFPr8Ta4NAgzANpg_GdF9-ji5SvDdHt7Cu8nHazde_R4xTWsfM9Vw/s320/wzorek+-+1.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">To trudne do uwierzenia, że
wszystko w życiu tak szybko się zmienia. Jeszcze niedawno pisałam na innym
blogu, wczoraj kończyłam ostatnią recenzję. Teraz już tworzę coś własnego.
Nabrałam tam pewnego doświadczenia, więc czas na przeniesienie go na własny grunt
i próbę zdobycia moich czytelników. Nie ukrywam, że trochę się boję, że pomysł
może nie wypalić, ale z drugiej strony mam motywację i cieszę się, że będę
mogła robić to, co lubię.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Na zajęciach z francuskiego uczą
mnie, że kiedy robię prezentację albo piszę rozprawkę, najpierw mam przedstawić
jej plan. Taki jest więc plan dla tego bloga: przede wszystkim recenzje książek
i filmów, postaram się je selekcjonować tak, żeby pojawiały się rzeczy z
zupełnie różnych bajek. Poza tym będę bywała na wydarzeniach, a potem je
opisywała (pierwsze z nich znajdziecie poniżej).</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZZFqVmr2Lt1teZAYf1sdp7_2MtbgwANlM2bVPvP0YarnkNAH52QgZrmlYYtHJ6uTclccHtVn9S7IQciMpQMSVNY1kEGR0kbpENG8WIW7Wem-OIuMMxR_P8wbBJehVY46tG6RU-4wDmr8/s1600/wzorek+-+1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="71" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZZFqVmr2Lt1teZAYf1sdp7_2MtbgwANlM2bVPvP0YarnkNAH52QgZrmlYYtHJ6uTclccHtVn9S7IQciMpQMSVNY1kEGR0kbpENG8WIW7Wem-OIuMMxR_P8wbBJehVY46tG6RU-4wDmr8/s320/wzorek+-+1.jpg" width="320" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyOr5clLAaW1c9HxZgF2V8o-xHVelr8CWaj5S0tiBSJip7TZoPbWq-9HWPSjQLaUgLLD2xHSwyYd0pVbgnqDtfnBc-GAf9m7x98RQj-7-yNvVCNb_VF2nbCZWNsWsh8_Sy29BIaSfgTKY/s1600/PlakatNocwMediatece30.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyOr5clLAaW1c9HxZgF2V8o-xHVelr8CWaj5S0tiBSJip7TZoPbWq-9HWPSjQLaUgLLD2xHSwyYd0pVbgnqDtfnBc-GAf9m7x98RQj-7-yNvVCNb_VF2nbCZWNsWsh8_Sy29BIaSfgTKY/s320/PlakatNocwMediatece30.jpg" width="240" /></span></a><span style="font-family: inherit;">W sobotę (30.06) w Mediatece we
Wrocławiu odbywało się przesympatyczne spotkanie z Håkanem Nesserem, który później
odbierał Honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru, przyznawaną corocznie autorom
książek kryminalnych na Międzynarodowym Festiwalu
Kryminału. Wpadłam na spotkanie spóźniona i nie znalazłam już siedzącego
miejsca – każde krzesełko było zajęte, podobnie schody. Dobry redaktor potrafi
sobie poradzić w każdej sytuacji – żaden brak krzesełek mu nie straszny
(przynajmniej tak się pocieszałam).</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Mrok, smutek, czerń, deszcz,
rozpad rodziny, rozpad w ogóle wszystkiego i koniecznie morderstwo –
skandynawskie kryminały w kilku słowach. Osoba, która je pisze powinna mieć
depresję, być cynikiem i pić wielkie ilości alkoholu albo ćpać wszystko.
Tymczasem okazuje się, że bywa odwrotnie – nie chcę psychologizować, ale może
właśnie pisanie skandynawskich kryminałów wyklucza taki charakter. Jakby miało
iść w parze, smutek byłby tak głęboki, że pisarz prędzej przyłożyłby pistolet
do głowy, niż napisał kolejną książkę.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Nesser był chyba
najsympatyczniejszym pisarzem, jakiego widziałam na spotkaniu autorskim. Miał
niesamowicie dużo dystansu do siebie i świata. Odpowiedzi na pytania
poważniejsze i mniej poważne były zawsze celne i błyskotliwie zabawne – nawet jeśli
miały być skwitowane zdaniem: „Nie opowiedziałem na to pytanie, ale i tak
trochę pogadałem”. Autor uważa się za „poważnego pisarza i niepoważnego
człowieka”, co świetnie tłumaczy ów dystans. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ1YEghgvcVNgfPEyCzAL_o9-woDNy64QWFN6RPxH71owpkZQDUaYfmOEOscBtMN78xIcTrUMmI4WL28Xc18Ya63-b9JYizfhj0vH6X3QQJQ-5nyXVoqdDDNN5QZSoTpFF_7FT3ckXYFc/s1600/3881-352x500.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZ1YEghgvcVNgfPEyCzAL_o9-woDNy64QWFN6RPxH71owpkZQDUaYfmOEOscBtMN78xIcTrUMmI4WL28Xc18Ya63-b9JYizfhj0vH6X3QQJQ-5nyXVoqdDDNN5QZSoTpFF_7FT3ckXYFc/s320/3881-352x500.jpg" width="226" /></span></a></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Pierwsze pytania należały to
kategorii poważnych: czemu w książkach Nessera kryminał przeplata się z
obyczajem? czy pisarzowi bliższy jest Van Veeteren, czy Barbarotti? Następne z
kolei były mniej ciekawe. Na początku miało paść pytanie od największej
psychofanki autora, która była gdzieś na sali i została przedstawiona jako „anonimowa
autorka kryminałów”. Później okazało się, że chodziło o Katarzynę Bondę, która –
korzystając z okazji – wyznała swojemu idolowi miłość. Takich smaczków była
nieskończona ilość (pozwolę sobie wspomnieć jeszcze jeden – Nesserowi zdarzało
się mówić po polsku) i to dzięki nim spotkanie było tak przyjemne.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Po spotkaniu wyszłam z Mediateki
na dwie godzinki, żeby o 21 do niej wrócić na dwie gry zorganizowane z okazji
Festiwalu i wizyty Nessera, ale też Nocy Bibliotek. Jedna z nich polegała na
szukaniu w zbiorach „książek zakaznych” – zostały oznaczone fosforyzującymi
paskami. Powinnam zostać spalona na stosie albo coś podobnego, bo kilka z nich
to pozycje, które uwielbiam: „Zwrotnik raka” na przykład. Nagroda była całkiem
zacna – złota folijka przyklejana do karty bibliotecznej, która upoważnia do
wypożyczania multimediów bez konieczności wykupienia abonamentu.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">Drugą grą było coś w rodzaju gry
miejskiej w pomieszczeniu. Pechowo nie udało się nam (mi i dziewczynie, z którą
byłam w drużynie) wskazać mordercy, którego dotyczyła fabuła gry. No cóż,
detektywem bym nie mogła być. Może to dobrze – przygody mojego ulubionego
Sherlocka Holmesa są ciekawsze, jeśli do końca nie udaje mi się odkryć winnego.</span></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8680989095969674305.post-45318065298670812782015-06-06T13:03:00.000-07:002016-03-25T19:02:46.224-07:00O mnie<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Nazywam
się Joanna Szlempo, ale w Internecie najczęściej posługuję się nickiem James
Joplin lub Jim Jop. Skończyłam historię sztuki (jeszcze piszę pracę
magisterską), a teraz robię magisterkę na polonistyce. Obie te rzeczy są
dokładnie tym, co kocham i chcę pokazywać to na blogu.<br />
<a name='more'></a><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Marzę,
piszę, oglądam, czytam, staram się skupić na rzeczach, które uwielbiam i mieć z
nich jak najwięcej korzyści. Koło mnie stoi półka z książkami – żadnej
przypadkowej. Staram się jak najczęściej chodzić do kina i na zajęcia kinowe do
DKFu w MDK na Kołłątaja. Należę do tego klubu już od kilku lat. Poznałam w nim
kilka świetnych filmów i kilku świetnych ludzi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Myślę, że
dam się poznać przez to, co będę pisała, ale już odsłonię rąbka tajemnicy i
przedstawię krótko mój gust, żebyście wiedzieli, czego możecie się spodziewać.
Przede wszystkim chcę stworzyć niszę, w której będę pisać o rzeczach rzadko
spotykanych na innych blogach recenzenckich. Rzadko wstęp będą miały książki
najnowsze. Częściej przedostaną się tu nowe filmy i –kto wie – może nawet te z
głównego nurtu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large+1;"><span style="color: red;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";">Książki i filmy</span></span></span></div>
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br />
Nie
ograniczam się do konkretnego gatunku czegokolwiek (może bardziej jest tak z
muzyką), ale są rzeczy, po które raczej nie sięgnę. Mam za sobą jeden tom
Pottera, jeden tom Wiedźmina – nie, fantasy to nie moja bajka. Z fantastyką
jest trochę inaczej, z chęcią wybiorę tę najbardziej psychodeliczną, to samo z
horrorem (wielbię Davida Cronenberga!). To tyle z tego, co nie. A co tak, tak
najbardziej? Jestem wielką fanką postmodernizmu – wszystkiego, co ma dziwną
narrację i nawiązuje do przeszłości, innych dzieł w sprytny sposób i pozwala na
zabawę w wyszukiwanie cytatów. Poza tym przeczytałam całego Oscara Wilde’a i
prawie wszystkie powieści Jeana Geneta (tak, wiem, że jest ich pięć – przede
mną nadal <i>Matka Boska Kwietna</i>). Uwielbiam
też kryminały, ale znów nie te, które są teraz najmodniejsze. Preferuję
kryminał klasyczny (zwłaszcza Arthura Conana Doyle’a) i retro (Marka
Krajewskiego, Borisa Akunina). Jeśli chodzi o filmy, to jestem fanką wcześniej
wspomnianego Davida Cronenberga i Romana Polańskiego. <br />
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: 0.0001pt; text-align: center;">
<span style="color: red; font-size: large;"><span style="color: #d52a33;"><span style="font-family: "lobster";">Muzyka</span></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;">
Moje
preferencje dotyczące muzyki są bardziej konkretne. Uwielbiam post-punk,
proto-punk i punk. Dlatego nie raz pojawi się nawiązanie do moich ukochanych
The Cure, Joy Division i Sisters of Mercy. Pewnie będziecie mogli poczytać o Siouxsie
and The Banshees, The Smiths i The Clash. Taki trochę ponury, trochę
marzycielski, trochę eskapistyczny krajobraz. Oczywiście, nie jestem
ograniczona tylko do tego – lubię też jazz i klasyczny rock, a może coś więcej.
Mimo wszystko nie wchodzę w muzykę współczesną. Nawet lata 90. są już mi obce.
Może nadrobię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
Tymczasem witajcie w moich skromnych kątach, rozsiądźcie się wygodnie
i poznajcie zakątki poddasza.<o:p></o:p></div>
Jameshttp://www.blogger.com/profile/11699757542965363457noreply@blogger.com