niedziela, 10 stycznia 2016

Nie mój Sherlock

Powroty są trudne, ale też motywujące. Przyznam, że się boję. Nie wiem, czy podołam, czy znów nie dam się zjeść obowiązkom (a raczej myślom o nich, bo jakbym tak rzetelnie te obowiązki wykonywała, to miałabym czas na blogowanie). Istnieją jednak ludzie, którzy we mnie wierzą i dodają mi sił. Kopa cały czas dostaję od mojego przyjaciela, wspiera mnie mama, mobilizuje brat, a to zdecydowanie nie koniec listy. Najważniejsza jestem tu jednak ja i moje postanowienie poprawy. Krótko mówiąc – próbuję wrócić. Witajcie!

Od dawna już myślałam o tym, żeby napisać post na temat Sherlocka Holmesa. Lubię go tak bardzo, że pracę magisterską na drugim kierunku studiów – filologii polskiej – poświęcam właśnie jemu. Uściślając, będę się zajmowała odniesieniem serialu Granady z Jeremym Brettem do opowiadań Arthura Conana Doyla. Mogłabym mówić o tym godzinami. Postanowiłam jednak, że moje posty nie będą bardzo długie, więc zamiast pisać jeden obszerny na ten temat, będą co jakiś czas powstawać teksty krótsze.

Wobec powyższego dictum dziś zajmę się innym serialem. Konkretnie jednym odcinkiem – specjalnym Sherlocka produkcji BBC z Benedictem Cumberbatchem i Martinem Freemanem. Jestem ogromną fanką wszystkiego, co dotyczy epoki wiktoriańskiej (raczej późnej, czasów Oscara Wilde’a), więc przenoszenie Holmesa do współczesności nie jest moją bajką. Nie oznacza to jednak, że nie obejrzę całego serialu, owszem, choćby do magisterki, ale nie tylko – jestem ciekawa nowoczesnego wykorzystania klasycznych motywów.

Tymczasem przenosimy się do XIX wieku na Baker Street 221B. Upiorna panna młoda (postać tytułowa) pewnego dnia stoi na ulicach Londynu i strzela do ludzi, wymawiając przy tym słowo: ty. Kim jest owa panna młoda – oto zagadka, z którą ma się zmierzyć sławny detektyw i jego przyjaciel, bez którego Holmes nie mógłby być Holmesem, doktor Watson.

Starałam się nie porównywać wersji BBC z wersją Granady, która jest dla mnie wyznacznikiem tego, jak powinien wyglądać serial o Holmesie (może poza kilkoma ostatnimi odcinkami, zwłaszcza Wampirem z Sussex, ale wszystko w swoim czasie). Natomiast pozwoliłam sobie na przykładanie serialu do opowiadań i wyszło… zaskakująco dobrze. Bałam się, że uwspółcześnienie ogarnie wszystko, zachowania bohaterów, ich gesty i to, co stwarza czasy. Bo przecież sama scenografia i kostiumy wszystkiego nie zrobią. Sherlock Holmes ze specjalnego odcinka BBC przypominał mi Sherlocka Holmesa z twórczości Conana Doyle’a, to samo dotyczy doktora Watsona. Nie wiem, czemu brat Shelocka, Mycroft, był takim grubasem, ale scena w Klubie Diogenesa, w którym panuje nakaz milczenia, rozbawiła mnie setnie (nie tylko samo spotkanie Holmesów, ale także wcześniejsze miganie w recepcji). Istniała jednak postać, która bardzo mnie irytowała. Uważam ją za kompletnie nietrafioną. Największy wróg Sherlocka, Napoleon zbrodni – profesor Moriarty’ego – kompletnie nie pasował do XIX wieku. W książkach z tamtego czasu występuje mnóstwo zmanierowanych postaci, ale – sacrebleu! – nie w ten sposób. Nie chcę przenosić moich uprzedzeń tego na cały serial, bo wierzę, że pasuje do odcinków dziejących się współcześnie.

Przyznam, że chociaż porównanie z oryginałem wypadło dobrze, to męczyłam się tym, że nie mogę mieć spokojnej rozrywki. Mózg pracował mi na wysokich obrotach, bo cały czas myślałam, co jest dobrze, a co nie tak. Było kilka rzeczy, które pomogły mi we wrzuceniu na luz i czerpaniu z filmu większej przyjemności. Przede wszystkim komediowe elementy pokazujące, że nie wszystko było takie, jak to w swoich opowiadaniach opisał doktor Watson – pierwszym z brzegu przykładem może być to, że pani Hudson nie była w rzeczywistości tak milcząca. Irytuje ją to, jak przedstawiał ją kronikarz i po prostu przestaje się odzywać: jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Drugą rzeczą jest połączenie akcji ze współczesnością. Fantastyczny pomysł!

Scenarzyści serialu - Mark Gattis i Steven Moffat
Najprzyjemniejsze były smaczki do wyłapania dla fana książkowego Sherlocka Holmesa. O kilku z nich opowiedział jeden z dwóch scenarzystów serialu – Steven Moffat – przypuszczam, że na większość nie zwróciłabym uwagi. Nie pamiętam, przyznaję się, z opowiadań faktu, że Holmes strzelał do ściany, tworząc na niej inicjały królowej. Tymczasem scenarzyści wzięli to pod uwagę i stworzyli taki znak. Jednym z moich ulubionych elementów, o których opowiadał Moffat, były lwy na witrażu, które miały nawiązywać do lwiej grzywy. Jest w tym pewna przewrotność, lwia grzywa w opowiadaniu nie należała bowiem do lwa. Do tego pięć pestek pomarańczy, które też mają świetne rozwiązanie w finale. Wydaje mi się, że będzie zrozumiałe głównie dla tych, którzy czytali opowiadanie. Polecam!

Zdjęcia są bardzo ciekawe, choć nie przepadam za zbyt mocnymi a niepotrzebnymi eksperymentami. Tym razem też było kilka takich rzeczy. W większości widziałam jednak sens w ich zastosowaniu. Efekt teatralności osiągnięty między innymi przez ukazanie pokoju Holmesa jako sceny sprawił, że jednocześnie można się było oderwać od filmu i popatrzeć na niego z dystansu, a z drugiej – wyobrazić sobie, że jest się widzem w XIX-wiecznym teatrze. Kostiumy, scenografia – miód! Dla mnie, której oczy cieszą wszystkie nawiązania do czasów wiktoriańskich, było wspaniale. Mogłabym zwalniać każdą scenę i patrzeć, patrzeć, patrzeć.


Idąc na film, obawiałam się oczywiście tego, że będzie przeszarżowany, bardzo współczesny. Kostiumy, scenografia z epoki, ale zachowania, słownictwo, a nawet humor postaci nie będą nawiązywać do czasów panowania królowej Wiktorii. Ponadto moim strachem było zbyt luźne potraktowanie ukochanych przeze mnie postaci i przedstawienie ich w zupełnie inny sposób. Co za szczęście, że tak się nie stało. Widziałam bardzo dobry film!

16 komentarzy:

  1. ja uwielbiam nowe wcielenie Sherlocka, chociaż nie miałam takich obaw jak Ty. Czułam, że mi sie spodoba, jak te z poprzednich lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to znaczy, że widziałaś też starsze wersje?

      Usuń
  2. Nie oglądałam żadnej wersji filmu . Ale z chęcią oglądnę - tak z ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja oczywiście najbardziej polecam serial Granady, ale sądzę, że liepiej zacząć od BBC, bo jest współcześniejszy.

      Usuń
    2. Ja podobnie jak Basia nie oglądałam żadnej wersji, ale chętnie to kiedyś nadrobię :)

      Usuń
    3. Sherlock jest super! Nie będziecie żałować nadrobienia!

      Usuń
  3. Ten film... nie zdecydowanie nie, obcy kompletnie chociaż aktorzy Ci sami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to dla mnie całkowicie odwrotnie. Pewnie lubimy inne czasy :)

      Usuń
  4. Jestem pewnie jedną z nielicznych, która w ogóle nie potrafi przekonać się do Sherlocka...

    OdpowiedzUsuń
  5. nie lubię seriali więc na serial sie nie skuszę, ale ogółem ma w planach opowiadania o Sherlocku :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Więc nigdy wcześniej nie oglądałam Sherlocka, ale uwielbiam seriale detektywistyczne. Poza tym przepadam wprost za serialami BBC. Moim ulubionym jest Śmierć w raju czy Ojciec Brown.
    Twoja recenzja zachęciła mnie, żeby poświęcić i temu serialowi trochę czasu, zwłaszcza, że fajny wyraz twarzy ma ten aktor!

    OdpowiedzUsuń