niedziela, 7 czerwca 2015

Człowiek na poddaszu

Na poddaszu powstaje ruch. Człowiek, który do tej pory błąkał się w poszukiwaniu najlepszego lokum dla siebie w końcu znalazł miejsce, które go zainteresowało. Wdrapał się po starych, drewnianych schodach, podszedł do okna i zaczął marzyć. To było jedno z jego ulubionych zajęć. Postanowił wynająć pokój i umeblować go tak, żeby było mu wygodnie, ale też tak, żeby podobało się jego gościom.


To trudne do uwierzenia, że wszystko w życiu tak szybko się zmienia. Jeszcze niedawno pisałam na innym blogu, wczoraj kończyłam ostatnią recenzję. Teraz już tworzę coś własnego. Nabrałam tam pewnego doświadczenia, więc czas na przeniesienie go na własny grunt i próbę zdobycia moich czytelników. Nie ukrywam, że trochę się boję, że pomysł może nie wypalić, ale z drugiej strony mam motywację i cieszę się, że będę mogła robić to, co lubię.

Na zajęciach z francuskiego uczą mnie, że kiedy robię prezentację albo piszę rozprawkę, najpierw mam przedstawić jej plan. Taki jest więc plan dla tego bloga: przede wszystkim recenzje książek i filmów, postaram się je selekcjonować tak, żeby pojawiały się rzeczy z zupełnie różnych bajek. Poza tym będę bywała na wydarzeniach, a potem je opisywała (pierwsze z nich znajdziecie poniżej).

W sobotę (30.06) w Mediatece we Wrocławiu odbywało się przesympatyczne spotkanie z Håkanem Nesserem, który później odbierał Honorową Nagrodę Wielkiego Kalibru, przyznawaną corocznie autorom książek kryminalnych na  Międzynarodowym Festiwalu Kryminału. Wpadłam na spotkanie spóźniona i nie znalazłam już siedzącego miejsca – każde krzesełko było zajęte, podobnie schody. Dobry redaktor potrafi sobie poradzić w każdej sytuacji – żaden brak krzesełek mu nie straszny (przynajmniej tak się pocieszałam).

Mrok, smutek, czerń, deszcz, rozpad rodziny, rozpad w ogóle wszystkiego i koniecznie morderstwo – skandynawskie kryminały w kilku słowach. Osoba, która je pisze powinna mieć depresję, być cynikiem i pić wielkie ilości alkoholu albo ćpać wszystko. Tymczasem okazuje się, że bywa odwrotnie – nie chcę psychologizować, ale może właśnie pisanie skandynawskich kryminałów wyklucza taki charakter. Jakby miało iść w parze, smutek byłby tak głęboki, że pisarz prędzej przyłożyłby pistolet do głowy, niż napisał kolejną książkę.

Nesser był chyba najsympatyczniejszym pisarzem, jakiego widziałam na spotkaniu autorskim. Miał niesamowicie dużo dystansu do siebie i świata. Odpowiedzi na pytania poważniejsze i mniej poważne były zawsze celne i błyskotliwie zabawne – nawet jeśli miały być skwitowane zdaniem: „Nie opowiedziałem na to pytanie, ale i tak trochę pogadałem”. Autor uważa się za „poważnego pisarza i niepoważnego człowieka”, co świetnie tłumaczy ów dystans.

Pierwsze pytania należały to kategorii poważnych: czemu w książkach Nessera kryminał przeplata się z obyczajem? czy pisarzowi bliższy jest Van Veeteren, czy Barbarotti? Następne z kolei były mniej ciekawe. Na początku miało paść pytanie od największej psychofanki autora, która była gdzieś na sali i została przedstawiona jako „anonimowa autorka kryminałów”. Później okazało się, że chodziło o Katarzynę Bondę, która – korzystając z okazji – wyznała swojemu idolowi miłość. Takich smaczków była nieskończona ilość (pozwolę sobie wspomnieć jeszcze jeden – Nesserowi zdarzało się mówić po polsku) i to dzięki nim spotkanie było tak przyjemne.

Po spotkaniu wyszłam z Mediateki na dwie godzinki, żeby o 21 do niej wrócić na dwie gry zorganizowane z okazji Festiwalu i wizyty Nessera, ale też Nocy Bibliotek. Jedna z nich polegała na szukaniu w zbiorach „książek zakaznych” – zostały oznaczone fosforyzującymi paskami. Powinnam zostać spalona na stosie albo coś podobnego, bo kilka z nich to pozycje, które uwielbiam: „Zwrotnik raka” na przykład. Nagroda była całkiem zacna – złota folijka przyklejana do karty bibliotecznej, która upoważnia do wypożyczania multimediów bez konieczności wykupienia abonamentu.



Drugą grą było coś w rodzaju gry miejskiej w pomieszczeniu. Pechowo nie udało się nam (mi i dziewczynie, z którą byłam w drużynie) wskazać mordercy, którego dotyczyła fabuła gry. No cóż, detektywem bym nie mogła być. Może to dobrze – przygody mojego ulubionego Sherlocka Holmesa są ciekawsze, jeśli do końca nie udaje mi się odkryć winnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz